Ostatnio oglądane #2 - biografie

W ostatnim czasie powstało wiele filmowych biografii, a nie ukrywam, że jest to mój ulubiony gatunek zarówno jeśli chodzi o kino jak i książki. Szczególnie poruszają mnie historie osób, o których wcześniej nie słyszałam, a ich życiorysy naprawdę są niezwykłe. Taką właśnie treść przedstawia „Wyścig” mówiący o dwóch legendach Formuły 1. Dwie kompletnie różne osobowości, dwa style życia i jazdy na torze. Chris Hemsworth wciela się w rolę Jamesa Hunta, uroczego playboya prowadzącego rozrywkowy tryb życia. Dla Hunta jazda bolidem jest największą adrenaliną jak i przerażeniem, przed każdym wyścigiem wymiotuje ze strachu, że być może za chwilę zginie. Nie powstrzymuje go to jednak od agresywnych posunięć, skupia się tylko i wyłącznie na szybkości, która pozwoli mu zdobyć zwycięski tytuł. Ale musi się przejmować swoim rozsądnym rywalem, Nikim Laudą(Daniel Bruhl), który ma opanowaną do perfekcji taktykę gry i to właśnie on zdobywa laury. Dla kogoś kto dotąd nie interesował się Formułą 1 ten film również może go zafascynować, bo jest to głównie film o rywalizacji, perfekcyjnym uporze i sile walki. Odtwórcy głównych ról rewelacyjnie wcielili się w swoich bohaterów i nadali temu filmowi unikalny wydźwięk.

 
"Wyścig" 

"Wielki Liberace"

Kompletnie innym typem perfekcjonizmu jest obraz szczególnego wizerunku artysty znanego jako „Wielki Liberace”. Co ciekawe, Liberace był w połowie pochodzenia polskiego. Sława tego artysty estradowego jest mało komu znana poza granicami Stanów Zjednoczonych, jednak to on w latach 50-tych (jego kariera trwała do lat 80-tych) a nie Elvis Presley miał najwięcej sprzedanych płyt. Jak to możliwe, że facet z pięknie ułożonymi włosami, w brokatowych strojach i ogromie biżuterii funkcjonował w świadomości swoich fanów jako heteroseksualista? Film skupia się na latach związku Liberacego ze Scottem Thorsonem, który dla swojego ukochanego był w stanie przejść kilka operacji plastycznych, tak aby stali się oni do siebie jak najbardziej podobni. Przyznam, że kiczowatość panująca w stylu Liberacego z początku odrzucała mnie od tego filmu, jednak im bardziej rozwijała się akcja wydarzeń tym mniej zwracałam uwagę na miliony błyskotek, ale skupiłam się na rozchwianiu emocjonalnym tej pary. Michael Douglas i Matt Damon wykonali kawał dobrej roboty, nigdy nie powiedziałabym, że mogliby się wcielić w takie postaci, jednak wypadli bardzo przekonująco. Zresztą obaj panowie zdobyli nominacje do Oscarów, czy jury postanowi docenić tak specyficzny obraz wielkiej, zapomnianej gwiazdy, pora tylko zaczekać do 2 marca. 
Jeśli już przy mowa o tragicznych parach nie mogę zapomnieć o „Dianie” z główną rolą Naomi Watts, która została za ten film nominowana do Złotych Malin, co zresztą uważam za bardzo niesłuszne. Opowieść o królowej ludzkich serc mogłaby przybrać bardzo skandalizujący wydźwięk, skupiać się na jej nieszczęśliwym życiu w pałacu Buckingam, ale reżyser Olivier Hirschbiegel postanowił pokazać ostatnie 2 lata z życia księżnej Diany. Podczas separacji z księciem Karolem Diana zdaje sobie sprawę ze swojego zagubienia w życiu, wiecznej samotności i syndromu odrzucenia znanemu jej od czasów dzieciństwa. W tym momencie poznaje na swojej drodze lekarza Hashnata Kahna, który w końcu czyni ją szczęśliwą kobietą. Jednak życie Diany pod ciągłym okiem papparazzich przytłacza zwykłego człowieka, który ceni sobie prywatność i nie wyobraża sobie zrezygnowania z siebie i swojej kariery. Tragiczne losy kobiety, która wciąż była raniona przez mężczyzn zaprowadziły ją do życia w matni, w którymś momencie sama prowokowała media, aby o niej pisały, pokazywały ją uśmiechniętą na wakacjach, co miałoby dowalić osobom, które źle jej życzą. Niestety Diana jedynie od Hashnata otrzymała akceptację siebie samej, a nie postaci jaką musi odgrywać w życiu publicznym. Nie wystarczyło to jednak, aby oboje znaleźli szczęśliwe rozwiązanie ich historii. Film ten jest smutny, bo pokazuje jak bardzo człowiek nie może się uwolnić od tego kim jest w świadomości innych. Nie do końca można powiedzieć, aby była to pełna biografia Diany, ale nie rozumiem zarzutów pod adresem wybielenia jej wad i dziwactw. Gdybym każdego dnia wychodząc z domu miała przed sobą dziesiątki fleszy też bym w końcu powariowała, zachowywała się jak Diana uciekająca ze sklepu z zakupami, wychodząca z restauracji, gdy ktoś wyciągnie aparat. Film ten może i jest przeciętny ze względu na marny scenariusz, ale warto się zastanowić w jakim koszmarze przez lata żyła ta kobieta i co my byśmy zrobili na jej miejscu.
"Diana"
 
"Lovelace" 
Zgoła inną kobietą, ale podobnie nieakceptowaną i obrzucaną przez najbliższych, była pani „Lovelace”, która jest słynna z występu w najbardziej znanym w USA filmie pornograficznym „Głębokie gardło”. Nieśmiała, naiwna dziewczyna trafia w ręce mężczyzny, który jako pierwszy zapewnia jej bezpieczeństwo, ale wkrótce ich życie przeradza się w piekło. Mąż Lindy staje się jej alfonsem, sprzedaje ją też do filmu, a ona nie widzi pola ucieczki od swojego tyrana. Tradycyjni, katoliccy rodzice nie okazują jej wsparcia, bo każą jej cicho trwać przy mężu. Być może film ten zbyt mało się skupia na samej osobie jaką była Lovelace, ale pokazuje jak funkcjonował pornobiznes w tamtych latach i do czego może doprowadzić bezmyślne oddanie się pod władzę mężczyzny.
"Ratując pana Banksa"
Odchodząc już od tematu smutnych dramatów polecę wam biografię nienachalną, nie będącą szokującym obrazem sławnej osoby, ale w dużym stopniu wzruszającą. „Ratując pana Banksa” opowiada o trudnościach powstawania animowanej ekranizacji w wytwórni Disneya popularnej książki dla dzieci „Marry Poppins”. Główną przyczyną tych problemów jest autorka książki, T.L. Travers (Emma Thompson), która jest zrzędliwa, wiecznie niezadowolona i nie znosząca wszystkiego co jest miłe, przyjemne, radosne. Zdziwienie jej współpracowników sięga zenitu, jak tak nieprzyjemna osoba mogła napisać tak ciepłą, mądrą książeczkę dla dzieci? Okazuje się, że ma ona powody, aby ukrywać się przed światem ze swoim smutkiem, żalem ciążącym jej od lat. Film ukazany jest na dwóch płaszczyznach, pobyt pisarki w Hollywood pracując nad zmianą scenariusza „Marry Poppins” poprzeplatany jest retrospekcjami do czasów dzieciństwa małej dziewczynki, której ojciec alkoholik jest jej najlepszym przyjacielem, kompanem fantastycznych zabaw i największym autorytetem. Moment, w którym dziewczynka zaczyna rozumieć, że jej ukochany tata przyczynia się do nieszczęścia całej ich rodziny jest dla niej wyjątkowo traumatyczny. Książka, którą pisze przedstawia jej idealny świat, wybielający postać ojca rodziny pana Banksa, który zawsze znajduje rozwiązania problemów. Jednak wciąż jako dorosła kobieta nie potrafi ona przyznać się przed sobą, że zamknęła się w sobie i odcięła od świata, bo nie potrafiła wybaczyć ojcu i nie mogła uwierzyć, że kiedyś będzie potrafiła być szczęśliwa bez niego. Nie powiedziałabym, aby był to film oscarowy(pomimo jego nominacji), ale bardzo ciepła, urzekająca historia o tym jak poradzić sobie z doświadczeniami, które na zawsze poharatały nam serce, a mimo to nie utracić radości z życia.
Biografią, która niestety doskonale zbiegła się w czasie z wejściem na ekrany a śmiercią głównej postaci – Nelsona Mandeli to niekrystaliczny film „Mandela: Long Walk to Freedom”. Dlaczego nazwałam go niekrystalicznym? Bo ukazuje wielkiego człowieka walczącego o wolność również jako mężczyznę zdradzającego swoją pierwszą żonę, nie potrafiącego utrzymać rodziny, przekładającego wyższe idee nad swoich najbliższych. Oczywiście można uznać, że taka jest cena za osiągnięcie celu przez jednostki, które stawiały opór reżimowi i nie bały się niczego ani nikogo, lecz moim zdaniem taka osoba nie jest zawsze postacią godną naśladowania. Szczerze mówiąc, teraz po kilku tygodniach od seansu tego filmu, nie pamiętam już szczegółowo co mnie w nim ujęło, na pewno wielką zaletą tej produkcji był odtwórca głównej roli – Idris Elba, o którym kiedyś już wspominałam pisząc o świetnym serialu „Luther”. Sporo emocji wywołuje też żona Mandeli, Winnie, która przez lata pobytu męża w więzieniu przejęła dowództwo w przewodzeniu ruchem wolności, ale zmierzała w coraz bardziej agresywnym kierunku. Mówię o tym filmie, że jest to historia człowieka, który nie chciał nienawidzić, pomimo tego że wszędzie wokół niego ta nienawiść się szerzyła.
"Mandela: Long Walk to Freedom"

"Kamerdyner"
W podobnym tonie jest utrzymany film również opowiadający o rasizmie i zmianach dokonujących się na tym polu przez szereg lat - „Kamerdyner” skupia się na losach czarnoskórych Amerykanów, którzy aż do końca XX wieku byli uważani przez niektórych jako ludzie drugiej kategorii. W mediach było dużo szumu na temat tego filmu, bo czołówka amerykańskiej śmietanki wcieliła się tutaj w wiele, ważnych postaci: Oprah Winfrey, Forest Whitaker, Mariah Carey, Jane Fonda, Lenny Kravitz, John Cusack, Alan Rickman, Robin Williams. Poruszona tematyka zderzenia prostych czarnych ludzi usługujących białym elitom, którzy uznają siebie za tak bardzo postępowych i tolerancyjnych, na pewno jest bliska tamtejszym realiom. Niemniej film zapowiadany jako kandydat do Oscara, żadnych laurów nie otrzymał i być może spowodowane jest to zbytnim upolitycznieniem filmu, ponieważ końcowa część filmu to wręcz pieśń pochwalna ku czci prezydenta Obamy. Tak więc film sam w sobie pokazuje ważną historię, ale wykonanie pozostawia lekki niesmak.
"Witaj w klubie"

"Wilk z Wall Street"
Pozostało mi wspomnieć o dwóch filmach głośnych, oburzających, ale również ocenianych jako bardzo dobre, ja mam jednak co do nich mieszane uczucia. „Witaj w klubie” musiałam obejrzeć ze względu na moją współlokatorkę, która uwielbia Jareda Leto i była niesamowicie podekscytowana faktem, że jej idol wcielił się w postać transseksualisty i ponoć wyszło mu to genialnie, skoro od miesięcy zdobywa za tą rolę dziesiątki nagród. Wychudzony Matthew McConaughey jako kowboj-homofob zarażony AIDS na pewno również okaże się być świetny. Jednak po obejrzeniu okazało się, że wcale ukazana na ekranie historia wcale nas nie porwała, czegoś zabrakło w tym filmie. Podobne odczucia mam do „Wilka z Wall Street”- uwielbiam Martina Scorcese i Leonardo DiCaprio, więc bardzo liczyłam na fenomenalny film i moje oczekiwania mnie przerosły. Niespójna postać cwanego brokera, który zbił fortunę i nie do końca potrafił się odnaleźć w tym luksusie, ciągle było mu mało pieniędzy, narkotyków, alkoholu i seksu, a mimo to nie potrafił odejść z biznesu, nie przekonała mnie do siebie. A wielka szkoda, bo miałam nadzieję, że di Caprio w końcu otrzyma upragnionego Oscara, ale wątpię, aby na tyle kontrowersyjny, szalony film zdobył największe uznanie jury.  

Komentarze

Popularne posty