Poznać Kieślowskiego część 2

W tej części cyklu o twórczości Krzysztofa Kieślowskiego skupię się na najbardziej znanym jego dorobku dla polskiej widowni czyli cyklu 10 filmów telewizyjnych – "Dekalogu". Na ten ambitny pomysł stworzenia filmu odnoszącego się do uniwersalnych przykazań wiary wpadł Krzysztof Piesiewicz, scenarzysta Kieślowskiego, ale też i adwokat, który w latach 80-tych w swojej pracy zawodowej spotkał się z wieloma ludzkimi dramatami, które stały się inspiracją do tworzenia tego cyklu.

"W kraju panował chaos i bałagan – w każdej dziedzinie, w każdej sprawie i w prawie każdym życiu. Napięcie, poczucie bezsensu i pogarszających się czasów było wyczuwalne. Na świecie- zaczynałem już trochę wyjeżdżać – też obserwowałem niepewność. Nie myślę nawet o polityce, ale o zwykłym, codziennym życiu. Pod uprzejmym uśmiechem wyczuwałem wzajemną obojętność. Miałem dojmujące wrażenie, że coraz częściej oglądam ludzi, którzy nie bardzo wiedzą, po co żyją. Pomyślałem więc, że Piesiewicz ma rację, choć to bardzo trudne zadanie. Trzeba nakręcić dekalog."

Początkowo Kieślowski, który był zastępcą kierownika artystycznego w Zespole Filmowym "Tor" miał pomysł na zrealizowanie Dekalogu jako dziesięciu telewizyjnych debiutów reżyserskich, lecz z racji zaangażowania w pracy nad scenariuszami, reżyser nie chciał się rozstawać ze stworzonymi przez siebie historiami i postanowił zrealizować je samodzielnie, za to za każdym razem pracując z innym operatorem.

Dekalog jest próbą opowiedzenia dziesięciu historii – fikcyjnych, fabularnych, które zawsze mogą się zdarzyć w każdym życiu – o dziesięciu czy dwudziestu osobach, które dziś, w tej właśnie szarpaninie na skutek takiego, a nie innego zbiegu okoliczności nagle zdają sobie sprawę, że kręcą się w kółko. Że nie realizują tego, co naprawdę chcą. Staliśmy się zbyt egoistyczni, zbyt zakochani w sobie i swoich potrzebach. Wszyscy inni zeszli na dalszy plan. Niby bardzo wiele rzeczy robimy dla naszych bliskich. Jednak kiedy przychodzi wieczór, widzimy, że wszystko niby dla nich zrobiliśmy, tylko że nie mamy już siły i czasu na to, żeby ich przytulić, żeby im powiedzieć coś dobrego, coś miłego. Już nie ma czasu. Już nie mamy energii. Gdzieś wszystko wyparowało. Myślę, że na tym polega prawdziwy kłopot. Na tym, że już właściwie nie mamy czasu na okazanie uczucia i na namiętności, które są ściśle związane z uczuciami. Gdzieś nam życie przecieka przez palce. (...) Chcieliśmy więc zaczynać każdy film w ten sposób, żeby bohater został wybrany przez kamerę w jakimś sensie przypadkowo, jako jeden z wielu. Był więc pomysł ogromnego stadionu, na którym spośród stu tysięcy twarzy zbliżalibyśmy się do jednej. Był i taki, żeby kamera zatrzymywała się na kimś w tłumie przechodniów, wyławiała go i prowadziła potem przez cały film. W końcu zdecydowaliśmy się umieścić akcję Dekalogu w dużym osiedlu mieszkaniowym z tysiącami podobnych okien widocznych w kadrze.




Przedstawione historie są bardzo współczesnymi interpretacjami biblijnych przykazań, mówią o uzależnieniu człowieka od komputera, zdradzie, materializmie, zazdrości, egoizmie. Moimi ulubionymi częściami jest Dekalog IV, V i VII. Czwarte przykazanie mówi "Czcij ojca swego i matkę swoją", ale jak ma się ta zasada, gdy ukochana córka odkrywa list zmarłej matki podważającej ojcostwo jej najbliższego na świecie mężczyzny? Adrianna Biedrzyńska i Janusz Gajos stworzyli duet pełen emocji, napięcia będącego wręcz na granicy kazirodztwa. W podobnym emocjonalnym tonie utrzymana jest część siódma opowiadająca o tym, że nie można kraść ukochanych nam osób. Anna Polony walczy ze swoją córką graną przez Maję Berełkowską o prawa do swojej wnuczki, chce ją zawłaszczyć wyłącznie dla siebie, pragnie egoistycznie zdobyć miłość dziecka, które nigdy jej nie opuści. Natomiast piąte przykazanie "Nie zabijaj" w wykonaniu młodego Mirosława Baki jest niesamowicie wciągające, poruszające moralnie i też zrealizowane w bardzo uważny, delikatny sposób. Dlaczego jednak część piąta i szósta powstały również w wersjach kinowych jako "Krótki film o zabijaniu" i "Krótki film o miłości"?

Kiedy napisałem te wszystkie scenariusze Dekalogu, złożyłem je w telewizji i dostałem od niej pieniądze, zrozumiałem, że tych pieniędzy jest troszkę za mało. W tym czasie mieliśmy w Polsce dwóch producentów. Jedynym była telewizja. Drugim było Ministerstwo Kultury. A więc polazłem do Ministerstwa Kultury, Wziąłem kilka scenariuszy z Dekalogu i powiedziałem: "Zrobię bardzo tanio dwa kinowe filmy pod warunkiem, że jednym z nich będzie numer pięć" – bo numer pięć miałem rzeczywiście ochotę zrobić – "a drugi wybierzcie". No i wybrali numer sześć. Dali mi troszkę pieniędzy. Nie za dużo, ale już wystarczyło. Napisałem dłuższe teksty scenariuszy. Później, w czasie zdjęć, robiłem dwie wersje. Jedną dla kina, drugą dla telewizji. Potem się wszystko przemieszało. Sceny z filmów telewizyjnych przeszły do kinowych, z kinowych do telewizyjnych, Ale to jest ta miła zabawa w montażowni. Ten najprzyjemniejszy moment.

I rzeczywiście obraz "Krótkiego filmu o zabijaniu" jest najbardziej specyficzny, ponieważ operator, dzisiaj światowej sławy, Sławomir Idziak wpadł na pomysł zastosowania zielonych filtrów, każdy inny do zbliżeń, półzbliżeń, fotografowania nieba, wnętrza, osób. Wymagało to zastosowania precyzyjnych technik, które w odbiorze dają efekt brudu, jak w przypadku błędu technicznego. Przy pracy nad "Krótkim filmem o miłości" też stały nie lada wyzwania. Do ostatniego momentu reżyser nie mógł obsadzić głównej aktorki, chciał aby była to Joanna Szczepkowska, która w żaden sposób nie potrafiła utożsamić się z bohaterką, ostatecznie dzień przed zdjęciami rolę otrzymała Grażyna Szapołowska. To właśnie ona wpłynęła na zmianę zakończenia, ponieważ przekonała Kieślowskiego, że polska publiczność oczekuje bajki, niekoniecznie happy endu, ale dające nadzieję, że jeszcze wszystko jest możliwe.


Krzysztofa Kieślowskiego można uważać za człowieka niesamowicie mądrego, ponieważ już na etapie tworzenia Dekalogu wiedział, że jego filmy staną się uniwersalne, był w stanie przewidzieć w jakim kierunku będzie zmierzała ludzkość i jakie staną się jej potrzeby.

(...) I widzę, że tym, co najbardziej ludziom doskwiera, a nie przyznają się do tego, jest samotność. Właściwie nie mają do kogo otworzyć gęby w prawdziwie ważnych sprawach. Najogólniej można powiedzieć, że dzieje się tak z powodu rozwoju cywilizacji. Wskutek coraz większych ułatwień w życiu codziennym właściwie zniknęło to, co kiedyś było tak ważne – to znaczy rozmowa, pisanie listów, bezpośredni, prawdziwy kontakt z drugim człowiekiem. Wszystko stało się dużo bardziej powierzchowne. Zamiast pisać listy, telefonujemy. Zamiast wędrować, podróżować, co miało kiedyś pewien romantyczny charakter wydarzenia, przychodzimy na lotnisko, kupujemy bilet i lecimy, wysiadamy i jest właściwie takie samo lotnisko. Mam coraz częściej wrażenie, że, paradoksalnie, bardzo wielu bardzo samotnych ludzi w istocie bogaci się tylko po to, żeby móc sobie pozwolić na luksus samotności, żeby się oddzielić od innych. Móc mieszkać w domu, dookoła którego nie ma nikogo, móc bywać w restauracji na tyle luksusowej, żeby nikt nie siedział im na głowie i nie słuchał rozmowy. Z jednej strony ludzie się tej samotności potwornie boją. Jak kogoś spytam: "Czego się naprawdę boisz?", większość ludzi mówi: "Samotności", "Boję się być sam". A równocześnie jest ciągły pęd do tego, żeby się uniezależnić od innych ludzi. I właściwie jeżelibym miał jeszcze dodać coś do tego, że robię film o człowieku, który czegoś szuka i nie bardzo wie czego, to powiedziałbym, że robię film o paradoksie życia.


Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty