Kultura w Trójmieście - spektakl "Fahrenheit 451" w Teatrze Wybrzeże
Dawniej na blogu pojawiały się zapowiedzi wydarzeń
kulturalnych w Trójmieście, doszłam jednak do wniosku, że lepiej podzielić się
z Wami swoją opinią na temat pokazów, w których miałam okazję uczestniczyć. Na
początku roku postanowiłam, że oprócz częstych wizyt w kinie będę też
intensywniej gościć w teatrach. Pierwszym spektaklem, który obejrzałam w 2016
roku jest premierowy „Fahrenheit 451” w reżyserii Marcina Libra w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku.
Sztuka powstała na kanwie powieści Raya Brandbury’ego „451
stopni Fahrenheita” o antyutopijnej wizji przyszłości, w której sztuka czytania
jest czynnością zakazaną, a indywidualizm i samodzielne myślenie grozi utratą
życia. Od razu przyszła mi na myśl powieść George’a Orwella „Rok 1984”, jednak
w przypadku spektaklu mamy do czynienia z mniej uporządkowaną, fabularną
historią.
Aspektem wiążącym poszczególne wątki są rodzące się
wątpliwości jednego ze strażaków, przy czym pojęcie tego zawodu w
przedstawionym świecie ma zupełnie diametralne znaczenie. Strażak to ktoś kto
wznieca pożar, a konkretnie pali na stosie książki. I pewnego dnia spotyka on
na swojej drodze dziewczynę, która nie została jeszcze skażona systemowym
myśleniem i zadaje mu pytania, które rodzą w mężczyźnie wątpliwości. A jak
wiemy nic innego nie popycha świat do przodu tak jak kwestie, które nie
pozostają dla nas oczywiste, o których zmieniamy zdanie wraz z upływem czasu.
Autor scenariusza dramatu Marcin Cecko mówi o spektaklu: „Obserwując, nawet pobieżnie, dzisiejszy świat mediów, trudno nie oprzeć
się wrażeniu, że diagnoza sprzed 50 lat jest niezwykle trafna. W TV dominują
seriale grane przez amatorów, z improwizowanymi dialogami, ale nastawione na
silne emocje, bez żadnej refleksji. Algorytmy do czytania artykułów skracają
treści do ich esencji. Takie przykłady można mnożyć w nieskończoność. Chcemy
jednak oprzeć się łatwości prostego krytykowania technologicznego postępu i
wykazania osamotnienia człowieka w świecie dominowanym przez nowoczesne media
wypierające stary tryb życia i dawne sposoby obcowania z treściami kulturowymi.”
Jest to myśl, która od dawna nie dawała mi spokoju. Jestem pochłonięta byciem
na bieżąco z newsami i treściami rozwojowymi na wielu platformach i tak
naprawdę zewsząd otrzymuję te same komunikaty. Jednak ciężko jest się wyrwać z
tego błędnego koła, bo być może ominie mnie coś istotnego. Nawet nie wiem kiedy
większość mojego życia prywatnego przeniosła się do świata wirtualnego, bo tak
jest łatwiej utrzymywać i zdobywać nowe znajomości. Pozostaje pytanie czy takie
relacje wciąż można nazywać prawdziwymi? Czy poszerzanie swojego świata o nowe
osoby, doświadczenia, zjawiska rozgrywające się na wpół w rzeczywistości
realnej i wirtualnej wciąż wzbogacają nas duchowo i intelektualnie, czy też są
tylko chwilowym uwzniośleniem, po którym nie zostaje nic oprócz pamiątkowej
fotki?
Myślę, że sztuka „Fahrenheit 451” jest
próbą dotarcia do nas, widzów i zadania nam pytania: Jak wyglądają wasze życia? Czy żyjecie zgodnie z samym sobą czy tak jak mówią Wam inni? Przy okazji ostrzegając przed wizją przyszłości, która być może wcale nie jest
tak odległa jak się nam wydaje, być może już powoli zagnieżdża się w naszej
codzienności.
Komentarze
Prześlij komentarz