Czy warto robić remake w formie miniserialu? - "Rosemary's Baby"

Kiedy kilka miesięcy temu usłyszałam o tym, że Agnieszka Holland będzie kręciła dla stacji NBC miniserial "Rosemary's Baby" byłam bardzo podekscytowana. Film Romana Polańskiego z 1968 roku stał się kultowy, więc powrót do jego fabuły, nadanie mu nowocześniejszego wymiaru było wyzwaniem szalenie trudnym. I wydaje mi się, że w tym przypadku nie sprostano tak wysoko postawionej poprzeczce. Pierwszą kontrowersją dotyczącą powstania miniserialu było zaangażowanie do roli głównej postaci Rosemary Woodhouse, czarnoskórej aktorki znanej z "Avatara" – Zoe Saldany. Powątpiewano czy aktorka występująca głównie w niezbyt ambitnych produkcjach poradzi sobie z tak wymagającą rolą i czy sprosta oczekiwaniom fanów Rosemary. O ile Zoe, gdy pojawia się sama na ekranie potrafi być przekonująca, o tyle w połączeniu ze swoim filmowym partnerem Patrickiem J.Adamsem są tak strasznie sztuczni, niepasujący do siebie, że razi to tak jak oglądanie średniej klasy telenoweli. Jedyną pozytywną cechą tej dwójki jest jasne przedstawienie motywów ich działania, choć uważam, że co inteligentniejsi widzowie sami rozgryźliby tę "zagadkę". Natomiast szatański duet małżeństwa Castevetów (Carole Bouquet i Jason Isaacs) wypada naprawdę interesująco, ale czyż nie zawsze zło pociąga nas bardziej na wielkim ekranie? Przede wszystkim uroda tych bohaterów wydaje się być spójna z przypisywanym im charakterem i razem tworzą zgraną, demoniczną parę. Na plus dodałabym także umieszczenie akcji w Paryżu, co zaowocowało malowniczymi kadrami, nadało całej historii świeżość i współczesny, ale wysublimowany charakter. Tym co najbardziej kojarzy się widzom ze starszą wersją "Dziecka Rosemary" jest przepiękna, ponadczasowa "Kołysanka" Krzysztofa Komedy. W przypadku miniserialu Agnieszka Holland powierzyła oprawę muzyczną w ręce młodego, polskiego kompozytora Antoniego Łazarkiewicza, który wcześniej współpracował już w reżyserką przy "Janosiku.Prawdziwej historii", "Gorejącym krzewie" i "W ciemności". Moim zdaniem spisał się dobrze w pojedynku z mistrzem, jego kompozycje nie odbiegają od klimatu delikatnego napięcia i grozy towarzyszącemu horrorowi, ale też skłaniają się ku francuskiej stronie adaptacji.



Agnieszka Holland bardzo odcina się od uwag, że nie powinna mierzyć się z remakiem kultowej historii, gdyż zastrzega sobie, że nie odnosi się do kreacji stworzonej przez Polańskiego, ale luźno nawiązuje do pierwowzoru fabuły czyli powieści Iry Levina i nadaje jej swój własny wymiar. Jednakże czy był to pomysł, który mógł się obronić? Reżyserka nie ma doświadczenia w tworzeniu filmów grozy, a sama idea przeniesienia filmowej historii na telewizyjny ekran i rozciągnięcie scenariusza na dwa odcinki trwającej po półtorej godziny nie stwarza możliwości nadania historii większego wymiaru, podaje jedynie oczywiste odpowiedzi na motywy działania bohaterów. Wobec czego tajemniczy, ambitny obraz stworzony Polańskiego utracił swoją magiczną moc, stał się interpretacją dla ubogich.
Jest mi przykro wypowiadać się krytycznie o miniserialu, ponieważ sama idea ich powstawania wydaje mi się rewelacyjna. Bardzo podobał mi się inny obraz Holland "Gorejący krzew" opowiadający w trzech odcinkach o historii Republiki Czeskiej na początku lat 60-tych. Bardzo podobało mi się dzieło HBO z 2011 roku "Mildred Pierce" czyli pięcioodcinkowa opowieść o silnej kobiecie w latach 30-tych granej przez Kate Winslet. Miniserial jest o tyle lepszy niż serial, że jego fabuła nie zdąży nam się znudzić, bo unika niemiłosiernego rozwlekania wątków i wprowadza wysoką jakość produkcji porównywalną z hollywoodzkimi filmami najwyższej klasy. Zapaleni miłośnicy seriali trwających przynajmniej 5 sezonów pewnie długo nie będą mogli się przekonać do takiej formy opowiadania historii, ale chcę was przekonać, że warto spróbować. Jeśli tegoroczna "Rosemary's Baby" was nie przekona, śmiało poszperajcie w internecie lub sięgnijcie po wspomniane już przeze mnie tytuły, wliczając to zrecenzowanego już przeze mnie Luthera.

Komentarze

Popularne posty