U Quentina po staremu - recenzja "Nienawistnej ósemki"
Twórczość
Quentina Tarantino opiera się na specyficznym stylu filmowym, który na samym
początku dzieli widzów na dwa obozy: wiernych fanów oraz omijających jego filmy
za wszelką cenę. Wypadałoby na samym początku zaznaczyć, że należę do tej
pierwszej grupy, zatem zawsze z niecierpliwością czekam na kolejną produkcję słynnego
reżysera. Niemniej po wzniosłych uczuciach jakimi darzę „Django” i „Pulp
Fiction”, najnowszy film Quentina przyniósł mi nieco smutną refleksję. Czy
„Nienawistna ósemka” nie jest powtórzeniem wszystkiego, co widziałam już w
poprzednich jego filmach, jedynie w innej oprawie? Na to pytanie postaram się
sama sobie odpowiedzieć w kolejnych akapitach.
Nie można zapominać o tym, że Tarantino jest świetnym scenarzystą (jak dotąd największe nagrody
filmowe otrzymał jedynie za scenariusz, a nie reżyserię) i wciąż pracuje ze
swoimi ulubionymi aktorami. Bez Samuela
L. Jacksona na pewno nie powstałby kolejny western rozrywający się w XIX
wieku, po wojnie secesyjnej. Jako postaci drugoplanowe na wielki ekran
powracają znani już z „Wściekłych psów”
Tim Roth i Michael Madsen, Walton
Goggins występujący wcześniej w „Django”
i zapomniany Kurt Russell, który
pracował z Tarantino przy filmie „Grindhouse:
Death Proof”. Wraz z debiutantką u Tarantino, świetną Jennifer Jason Leigh (za rolę Daisy Domergue otrzymała nominację do
Oscara jako najlepsza aktorka drugoplanowa) obsada stanowi bardzo mocną stronę
filmu. Jeżeli chodzi o scenariusz można spotkać wiele głosów za tym, że Quentin
przesadził i stworzył przegadaną 3-godzinną torturę. Z tym punktem widzenia nie
do końca się zgadzam, choć muszę przyznać, że zdarzyło mi się spojrzeć na
zegarek z myślą: Ile jeszcze czasu do
końca?
„Nienawistna ósemka” opowiada o
spotkaniu dwóch łowców głów Johna „Szubienicy” Rutha wraz ze swoją ofiarą Daisy
Domergue oraz ciemnoskórego Marquisa Warrena. Do tej trójki dołącza po drodze
nowo wybrany szeryf Red Rock, a dawniej żołnierz walczący po stronie Unii Chris
Mannix. Ponieważ zbliża się zamieć śnieżna, szukają schronienia w okolicznym
zajeździe zwanym Pasmanterią Minnie. Na miejscu okazuje się, że gospodarze
wyjechali i zostawili to miejsce pod opieką Meksykanina, a w chacie czekają
inni strudzeni wędrowcy. Wśród nich znajduje się kat Oswaldo Mobray (bohater
łudząco podobny do Hansa Landy z „Bękartów
wojny”), generał Sandy Smithers i kowboj Joe Gage. Panowie tworzą wybuchową
mieszankę co wzbudza podejrzliwość „Szubienicy”, który pilnie pilnuje swojego
łupu wartego 10 tysięcy dolarów. Z czasem zaczyna snuć się kryminalna intryga,
która budzi napięcie niczym klasyczna produkcja z tego gatunku.
Już na wstępnym etapie rozwoju fabuły nie można oprzeć
się wrażeniu, że wiele elementów filmu jest bardzo zbliżone do poprzednich
produkcji Tarantino. Znani już wcześniej aktorzy, kolejny po „Django” western,
znów osadzony w realiach XIX-wiecznej Ameryki. Choć złośliwi mówią, że od
samego początku reżyser tworzy wciąż ten sam film. Jednak rozkładając całe
dzieło na najmniejsze składowe okazuje się, że mnóstwo istotnych detali to unikalne
perełki. Za jedną z nich należy uznać pracę kamery analogowej sprzed 50 lat o
formacie 70 mm czyli z wyjątkowo szerokim obrazem, w takim formacie powstało
niewiele filmów np. „Ben Hur”.
Drugą, istotną i bardzo oryginalną częścią są liczne monologi. W „Nienawistnej ósemce” przewodzi w tym
Samuel L. Jackson, niegdyś uciśniony niewolnik, który zebrał się na odwagę, aby
walczyć o swoją godność i pomścić swoją rasę. Ale również Kurt Russel, Tim Roth
i Walton Goggins mogą się poszczycić stworzeniem charakterystycznych bohaterów,
właśnie dzięki mocy swoich kwestii. I właśnie ostatni wspomniany przeze mnie
aktor okazał się dla mnie najprzyjemniejszym zaskoczeniem podczas seansu. Grany
przez Gogginsa Chris Mannix to
skarykaturowany obraz prawdziwego Amerykanina epoki secesyjnej, który ma w
sobie manierę kowboja, jak i pragnie uchodzić za walecznego patriotę. Gra
ciałem i mimiką tego aktora to majstersztyk! Chociażby dla tej postaci warto
się wybrać na „Nienawistną ósemkę”.
Rewelacyjna rola Waltona Gogginsa jako Chrisa Mannixa
Recenzja ukazała się również na stronie filmowo.com.pl
Komentarze
Prześlij komentarz