Ostatnio oglądane #14 - wakacyjny relaks


Tym razem wakacje nie sprzyjały moim filmowym odkryciom. Po Sopot Film Festivalu oddałam się relaksującym, niezbyt ambitnym produkcjom. Ale zanim przejdę do nich chciałabym wspomnieć Wam o kilku filmach, do których wciąż wracam myślami po sopockim festiwalu. Uwielbiam francuską aktorkę Isabelle Huppert, dlatego bardzo ucieszyły mnie jej główne role w filmach “Co przynosi przyszłość” i “Głośniej od bomb”. Pierwszy z nich opowiada o paryskiej nauczycielce filozofii, którą spotyka zupełna rewolucja życiowa. Mąż odchodzi do innej kobiety, umiera jej matka, która przez całe życie była dla Natalie ciężarem, a na dodatek wydawnictwo wydające jej podręczniki zrywa z nią współpracę. Zapowiada to banalną, często spotykaną fabułę, ale w wykonaniu Huppert cała historia nabiera typowo francuskiego, intelektualnego szyku. Podobnie zresztą ma się rzecz z amerykańskim “Głośniej od bomb”, w którym aktorka wciela się w fotografkę wojenną nie potrafiącą się odnaleźć w normalnej, rodzinnej rzeczywistości. Kobieta ginie w wypadku samochodowym, a jej mąż i dwóch dorastających synów pozostają z wieloma pytaniami bez odpowiedzi. Są to filmy dla osób nostalgicznych, potrzebujących filmów zadających nam pytania.

Na pewno sporo pytań o kondycji dzisiejszej męskości zadaje grecki film “Chevalier”. Jest to komedia rozgrywająca się pomiędzy sześcioma mężczyznami spędzającymi wspólnie weekend na statku. Panowie chcąc umilić sobie wycieczkę wpadają na pomysł gry angażującej ich całą uwagę. Zamierzają wybrać spośród swojego grona mężczyznę najlepszego we wszystkim, stąd zaczynają się oceniać pod każdym względem. Zarówno w jaki sposób ktoś śpi, goli się, ubiera, pływa, ale też stosując nieco bardziej absurdalne sposoby np. badając sobie krew pod kątem podstawowych parametrów zdrowia. Uśmiałam się na tym filmie, ale również posmutniałam, gdy zastanowiłam się jak często kobiety i mężczyźni porównują się niszcząc przez to swoje poczucie wartości.

Ostatnim filmem z festiwalu, o którym wspomnę jest szwedzki dramat “Moja chuda siostra”. Film przedstawiony z perspektywy młodszej pulchnej Stelli ukazuje problem anoreksji doskonale smukłej siostry Katji, która jako łyżwiarka sama zapędza się w chorą obsesję. Okazuje się, że młodsza, nieco zaniedbana fizycznie, jak i dostająca mniej uwagi od rodziców, posiada więcej rozsądku i pewności siebie niż mistrzowska siostra.

Chcąc wypocząć po męczącym dniu wybrałam kilka fatalnych tytułów. Najbardziej zraził mnie film, na który tysiące osób wybrało się z zachwytem do kin. Mowa o niesamowicie sztucznym “Zanim się pojawiłeś”. Emilia Clarke wzbiła się na wyżyny swoich umiejętności pracowania mimiką, jej dziwne miny i ciągle ruchliwe brwi rażąco przeszkadzały mi w skupieniu się. Poza tym fabuła była do bólu pretensjonalna i nierealna, więc stanowczo doradzam omijać ten tytuł szerokim łukiem. Ponownie kierując się znaną obsadą (Bradley Cooper, Emma Stone, Rachel McAdams) sięgnęłam po film “Witamy na Hawajach”. Pierwsze pół godziny filmu zapowiadało się świetnie, tworzyło specyficzny, wakacyjny klimat, a potem fabularne rozwiązania zupełnie mnie zniechęciły. Na dokładkę do tej listy niewypałów dołączam parodię “50 twarzy Greya” czyli “50 twarzy Blacka”. Choć nie widziałam oryginału i z założenia parodia powinna łamać konwenanse, uważam że w tym przypadku przekroczono granicę dobrego smaku.

Na szczęście udało mi się trafić też na dobre, przyjemne produkcje filmowe. Należy do nich komedia romantyczna z Adamem Sandlerem i Drew Barrymoore “50 pierwszych randek”. Nieco przypominała mi “Dzień świstaka”, lecz tym razem każdego dnia mężczyzna musiał podbijać serce dziewczyny cierpiącej na utratę pamięci długotrwałej. Trudy miłości małżeńskiej najlepiej oddaje “Moje greckie wesele 2”, a związku starszych ludzi po przejściach “Mocna kawa wcale nie jest taka zła”. Ciekawą alternatywą dla trylogii Richarda Linklatera jest trzyczęściowa opowieść “Zniknięcie Eleonory Rigby”. Kolejne filmy “On”, “Ona” i “Oni” przedstawia historię poznania, rozwoju i rozpadu związku dwójki ludzi widzianych z ich perspektywy. Tak naprawdę jest to bardzo powtarzalna historia, różniąca się detalami. Dlatego miło zobaczyć część On i Ona, zaś Oni nie wprowadzają już niczego nowego.

Z powodu wakacji w Portugalii chciałam wczuć się w klimat tego kraju i sięgnęłam po dwa filmy rozgrywające się w tym słonecznym rejonie. Zasmuciło mnie jedynie to, że naprawdę ciężko odnaleźć filmy portugalskich reżyserów. Bowiem “Lisbon Story” i “Nocny pociąg do Lizbony” to koprodukcje z Niemcami.W obu przypadkach Lizbona pełni rolę uroczego tła wydarzeń, jednak filmy te nie opowiadają o życiu Portugalczyków, a o nostalgicznym powrocie do wspomnień i tworzeniu wizji przyszłości.

Miło było też wrócić do dwóch nieco starszych filmów Woody’ego Allena. A właściwie do filmu, który uchodzi za twórczość Allena, lecz ten tylko występuje w głównej roli reżyserskiej wizji Herberta Rossa. Mowa o filmie “Zagraj to jeszcze raz, Sam”. Nic dziwnego, że produkcja przypisywana jest Allenowi, bowiem to w 100% jego styl. Podobnie jak w “Purpurowej róże z Kairu”, główny bohater nawiązuje więź z aktorem ze swojego ulubionego filmu czyli Humphrey’em Bogartem z “Casablanci”. Drugim tytułem, który ostatnio miałam okazję zobaczyć jest “Tajemnica morderstwa na Manhattanie”. To dość zabawne, że wszystkie filmy Allena z Diane Keaton mają u mnie ocenę o oczko wyżej od jego pozostałych dzieł. Uważam, że Keaton była najlepszą partnerką występów Woody’ego, było czuć między nimi chemię.

Z nostalgią do złotych lat kina powstał najnowszy film braci Coen “Ave,Cezar!”. I choć nie jest to historia zbyt ambitna, fabuła momentami się rozjeżdża, to czuć że wielcy mistrzowie chcieli dać uważnym widzom ukryte smaczki z dawnego świata Hollywood. Z podobnym urokiem do lat minionych odnosi się włoski film “Malena”. Choć w gruncie rzeczy jest to dramat samotnej kobiety podczas II wojny światowej, to historia Maleny granej przez Monicę Belluci opowiedziana jej z perspektywy zakochanego w niej chłopca. Przepiękna, poruszająca historia, do jakich Włosi mają niesamowity talent opowiadania.

A co Wy oglądaliście podczas wakacji? Może tak jak ja postawiliście na mniej ambitne produkcje, albo wręcz przeciwnie nadrabialiście klasykę?

Komentarze

Popularne posty