Ostatnio oglądane #4 - kino zagraniczne

Powracając do kinowych nowości w moim repertuarze, zapraszam was dzisiaj do zapoznania się z filmami zagranicznymi. W styczniu w kinach królowała kolejna z założenia komedia z Benem Stillerem, która okazała się być przepięknym filmem o spełnianiu marzeń. Mowa o „Sekretnym życiu Waltera Mitty”, który w ciągu 90 minut przeprowadza nas od ciemni fotograficznej kultowego magazynu amerykańskiego do malowniczych wulkanów islandzkich. Tytułowy Walter to marzyciel o bogatym życiu wewnętrznym, lecz nie odnajdującym się w przytłaczającej rzeczywistości. Jego specyficzną cechą jest uciekanie w świat fantazji w trakcie rozmowy i szukanie ekstremalnie odważnych rozwiązań swoich problemów. Nie jest to typowa komedia, ale bardzo optymistyczny film opowiadający o tym jak połączyć swoje fantastyczne wyobrażenia z realnością i nie utracić swojej specyficznej natury. W podobnym tonie utrzymane jest przesłanie historii powstania nowojorskiego klubu muzycznego „CBGB”.  Film opowiada o początkach takich sław jak Talking Heads, Ramones, Blondie. A wszystko to, dzięki szalonemu nieudacznikowi, który na przekór wszystkim wymyślił sobie, że założy knajpę i stanie się odkrywcą nowych brzmień. Alan Ricknam świetnie sprawdził się w roli Hilly'ego Kristala, w życiu nie wyobrażałabym sobie profesora Snapa jako obdartego geniusza z trwałą, a teraz nie widzę żadnego innego aktora w tej roli. Pozostając w tematyce muzycznej warto pochylić się nad najnowszym filmem braci Coen „Co jest grane, Davis?”, który uwiódł mnie swoją szarością, nieogarnięciem życiowym i rudym kotem Ulissesem. W przeciwieństwie do dotychczasowych filmów tego duetu pozostających często w absurdalno-nostalgiczno-tragicznych klimatach, tym razem „Co jest grane, Davis?” jest filmem w pewnym stopniu optymistycznym, choć bliskim dziwacznej realności tamtych czasów, przede wszystkim mówi o tym, żeby w żadnym wypadku nie poddawać się i próbować zrealizować swoje wyobrażenia o szczęśliwym życiu.
 "CBGB"

"Co jest grane, Davis?"
Przechodząc z kina indywidualistów do krainy marzeń o szczęśliwym związku, bardzo spodobał mi się film, który szybko i po cichu przebrnął przez polskie kina. „Ani słowa więcej” to historia o dwójce rozwodników po 40-tce, pragnących spróbować znowu się zakochać. Okazuje się, że zdobyte doświadczenie i przeszłość determinują nasze wybory i choć teoretycznie nic nie stoi na przeszkodzie do szczęścia, sami w środku ograniczamy siebie, aby nie zostać znowu zranionym. Nawet starsi panowie wciąż potrzebują uwagi, zaangażowania i zwyczajnej miłości i zrozumienia, zwłaszcza wobec ich chłopięcej natury ciągnącej ich do centrum największej zabawy, tak jak jest to ukazane w filmie „Last Vegas”. Znakomity tercet aktorski: Michael Douglas, Robert de Niro, Morgan Freeman i Kevin Kline momentami doprowadził mnie do łez, czasami wzbudzał współczucie. Przyjemny film na odprężający wieczór. Pięknym filmem o tym jak zmienia się świat i ludzie, a potrzeby pozostają wciąż takie same, jest najnowsze dzieło Jima Jarmusha „Tylko kochankowie przeżyją”. Nigdy dotąd nie widziałam tak dobrego filmu o wampirach. W dodatku świetne zdjęcia, muzyka i stworzony do tych ról duet: Tilda Swinton i Tom Hiddleston. Przede wszystkim jest to film o wiecznej miłości, o tym że zmieniają się rzeczy wokół nich, pojawia się nuda, smutek, rozgoryczenie, ale to silne uczucie między dwójką wampirów przezwycięża wszystko, nawet niezmierną monotonię ich życia. W podobnym klimacie nostalgii i monotonii codzienności ulokowałabym zdobywcę tegorocznego Oscara w kategorii film nieanglojęzyczny, czyli włoskie „Wielkie piękno”. Myślę, że w tym przypadku „Wielkie piękno” albo się kocha albo nienawidzi. Dużo w tym filmie jest obrazów pustych, przepełnionych zabawą, luksusem jak i bezmyślnością. Moją ulubioną sceną jest rozmowa grupy starszych ludzi postrzegających siebie jako elitę intelektualną kraju, krytykującej młodsze pokolenie i oceniając ich jako stracone pokolenie, przy czym to oni sami nie różnią się niczym od pustych, głupich ludzi nie używających mózgu bądź nawet nie wiedzących o tym, że go mają.
 "Tylko kochankowie przeżyją"

"Wielkie piękno"

"Grand Budapest Hotel"
Na sam koniec zostawiłam dwie kinowe nowości, na które moim zdaniem bardzo warto się wybrać. Pierwszym z nich jest najnowszy film Wesa Andersona „Grand Budapest Hotel”, który jest tak specyficzny, że nie potrafię dopasować go do żadnego gatunku filmowego. Było to moje pierwsze spotkanie z twórczością tego słynnego reżysera, który uchodzi za artystę absolutnego. Film ten jest cudownie skonstruowany, niesamowicie barwny i bawiący się konwencjami. W totalnie innym tonie znajduje się „Droga do zapomnienia” ze świetnym duetem Colinem Firthem i Nicole Kidman. Porusza on temat wojennych wspomnień i traumy jaka jej towarzyszy. Film prowadzony jest na dwóch płaszczyznach czasowych, widzimy młodych angielskich inżynierów w niewoli japońskiej armii budującej kolej i czasy współczesne, kiedy to starzejący się mężczyźni wciąż nie mogą sobie poradzić z wielkim złem jakie ich spotkało w czasie wojny. Bardzo mnie ten film poruszył, rola Colina Firtha wydaje mi się przełomowa, a sama historia opiera się na prawdziwej historii, którą ciężko poukładać sobie w głowie, a co dopiero zrozumieć. Jeżeli ktoś szuka filmu, na którym można przeżyć katharsis to na pewno „Droga do zapomnienia” jest tym tytułem.  
"Droga do zapomnienia"

Komentarze

  1. Widziałem tylko "Sekretne życie....". Oj zawiedli się ci co szli na to, czekając na komedię typową dla Bena Stillera. Świetny film, widać że Stiller kocha kino ponad wszystko. Uwielbia się nim bawić, opowiadać, angażować. To jeden wielki ukłon dla człowieczeństwa. (choć prawdy w nim zawarte są oczywiście uniwersalne i reżyser nic nowego nie odkrywa, to ogląda się to nad wyraz miło :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Stiller stara się odciąć od łatki głupawego śmieszka, bo ma już swoje lata i na pewno w głowie kłębią mu się ciekawsze pomysły na filmy, tym bardziej, że w przypadku "Sekretnego życia.." jest on nie tylko głównym aktorem, ale też reżyserem i producentem.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie nazwałabym "Sekretnego życia..." jakoś szczególnie zachwycającym, ale oglądało się całkiem nieźle. Ostatnio byłam w kinie na "W drodze do zapomnienia", kawałek niezłego kina. Przede mną zwłaszcza "Co jest grane, Davis?" - żałuję, ale jeszcze nie miałam okazji obejrzeć ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zatem koniecznie zobacz "Co jest grane, Davis?", naprawdę warto :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty