Dlaczego jedni oglądają House of Cards, a inni Warsaw Shore?

Na pewno tytuł dzisiejszego posta jest dość szokujący. I o to właśnie mi chodziło. Chciałabym sprowokować was do dyskusji na temat moich przemyśleń dotyczących oglądania telewizji. Od kilku lat telewizor stał się dla mnie przedmiotem całkowicie zbędnym, czasami włączam go z nudów, aby obejrzeć jakąś powtórkę, ewentualnie pochłania on mój czas podczas interesujących mnie wydarzeń sportowych. Jednak fanów telewizyjnych produkcji wciąż nie brakuje. Moim zdaniem dzielą się oni na 2 typy: tych, którzy oglądają programy na interesujące ich tematy, często w celach edukacyjnych oraz tych, którzy telewizję traktują jako rozrywkę i odmóżdżenie po całym dniu pracy. Wszystko to opiera się na odmiennych potrzebach i oczekiwaniach jakim przyświeca nam spędzenie swojego wolnego czasu. Dlatego jestem w stanie zrozumieć, że niektórzy wolą obejrzeć proste "Barwy szczęścia" zamiast inteligentnego "House of Cards". Sama czasami oglądam na player.pl  programy typu "The Project Runway", "Klinika urody" czy "Magiel towarzyski", które u niektórych wywołują wzburzenie , bowiem ich zdaniem są to programy otępiające ludzi, skupiające się na tematach małostkowych. Ale ja po prostu lubię poświęcić kilkadziesiąt minut w ciągu dnia na coś co jest dla mnie odprężeniem i nie wstydzę się tego, że przeznaczam ten czas na coś tak bezproduktywnego. Czasami zazdroszczę osobom, które są tak bardzo szanują swój czas, że niewyobrażają sobie spędzać godzin na oglądaniu czegoś co nie zapewni im żadnych intelektualnych doznań. Bo przyznam, że ja czasu poświęconego na oglądanie seriali takich jak "True Detective" czy "Newsroom" nie żałuję, uważam że dzięki nim poznałam coś wartościowego, wzbudziło to we mnie uczucie zachwytu i podziwu dla gry aktorskiej, scenariusza czy scenerii.

Nie rozumiem natomiast zjawiska tzw. seriali paradokumentalnych typu "Ukryta prawda", "Warsaw Shore" czy "Zdrady". Ten ostatni miałam ostatnio okazję zobaczyć przez moment przesiadując w barze ze znajomymi o godzinie 20. Zapytałam ich czy ten program jest zazwyczaj emitowany o tej porze, bo nie zrozumiałym było dla mnie puszczanie w telewizji soft porno jedynie z zamazanymi częściami intymnymi w porze największej oglądalności, kiedy to przez telewizorami mogą zasiadać jeszcze dzieci. Kto na to pozwala i dlaczego takie programy mają sporą oglądalność? Ludzie masowo chcą widzieć na własne oczy taką karykaturę zwyczajnego życia? Co ich w tym pociąga? Strasznie oburza mnie fakt, że telewizja zarabia promując bezwartościowe paradokumenty i uważając swoich odbiorców za totalnych głupców, którzy zadowolą się taką prostą rozrywką, o ile można to tak w ogóle nazwać. Wiem, że wypadam teraz na beznadziejną idealistkę, która wciąż wierzy w misję publicznej telewizji, ale przeraża mnie fakt, że stacje nawet nie kryją się z tym, że kultura się nie opłaca i nie warto zaproponować swoim widzom jakiegokolwiek programu o wyższych lotach w sensownej porze. Dlatego programy takie jak "Weekendowy Magazyn Filmowy" emitowany w soboty o godz.11 lub "Co czytać?" we wtorki o godz. 9 mam możliwość jedynie oglądać za pośrednictwem vod.tvp.pl i korzystam z tej możliwości namiętnie. Jednak chodzi mi o to, że widz, który naprawdę chce zaczerpnąć wiedzy z programów kulturalnych musi włożyć w to większy wysiłek, ponieważ jest traktowany jako widz gorszej kategorii, ten który tworzy najmniej liczną grupę, a więc przysługują jej najmniejsze prawa, tak jak to jest w demokracji. Chciałabym zbuntować się wobec takiej sytuacji, ale czy istnieje jakieś realne rozwiązanie? Co wy na ten temat myślicie?

Komentarze

  1. Dzień dobry, ja tutaj po raz pierwszy.

    Ja natomiast ludzi, którzy szukają w kulturze wyłącznie intelektualnych doznań i nie schodzą poniżej awangardowego kina francuskiego kompletnie nie rozumiem i nie jestem w stanie się z delikwentami dogadać. Obcowanie z kulturą - pop czy wysoką, bez różnicy - IMO powinno dawać przede wszystkim radochę i zapewniać rozrywkę, zdobywanie wiedzy i poszerzenie horyzontów to już wartości dodatnie. Szczerze mówiąc, nie wyobrażam sobie, by ktokolwiek rozpoczynał seans, lekturę czy cokolwiek z myślą "hmm, dzisiaj poszerzę horyzonty" ;) I szczerze współczuję ludziom, którzy męczą cięższe dzieła nie dla własnej satysfakcji i zgłębienia tematu/gatunku, który ich rajcuje, a dlatego, że "trzeba znać", "bo to górnolotna sztuka tylko dla wtajemniczonych". Nic dobrego z tego nie wynika, jeno sypią się kolejne 'recenzje', przekonujące, że Heathcliff był ło matko taki romantyczny ;)

    Co do popularności reality tv i pseudo odnogi, odnoszę wrażenie, że przyciągają ludzi, bo po pierwsze, dają upust ciągotom do oceniania innych - oczywiście wiemy, że to paskudny nawyk i w życiu codziennym staramy się go nie uskuteczniać, ale od czasu do czasu każdemu zdarza się klapnąć przed telewizorem i zaczyna się fala krytyki - w końcu to tylko fikcyjne postacie, nic się nie stanie, jeśli przelejemy na nie całą żółć. Po drugie, czy siłą rzeczy nie jest to takie głaskanie ego? W końcu celowo dobiera się postacie/osoby, które będą wzbudzać niechęć i kontrowersje, które podejmują jedną złą decyzję za drugą... po co? Czy nie właśnie po to, żeby pogłaskać ego widza, praktycznie wymusić na nim myśl "co za kretyn, gdyby MNIE to spotkało..."? O skłonnościach do podglądactwa nie wspominając ;) Co sprawia, że jeszcze bardziej reality tv nie lubię, bo żerowanie na tak niskich instynktach/skłonnościach/cokolwiek jest naprawdę słabe. Ale też ciężko nie docenić mechanizmu, który za tymi produkcjami stoi ^^ Ech, temat-rzeka. Mam nadzieję, że zbytnio nie namotałam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, zbyt skupiłam się na tej górnolotnej stronie obcowania z kulturą, dla mnie po prostu największą wartością jest to, że podczas 30 minut jakiegoś programu dowiaduję się interesujących mnie rzeczy, które później mogę zgłębić. Przyznam się, że czasami zachowuję się jak 'wykształciuch' i sięgam po jakąś książkę, bo słyszałam że jest taka wybitna i tylko nieliczni potrafią ją zrozumieć. Ale wiem, że takie działanie na siłę nie sprawdziłoby się u mnie w życiu codziennym.
      Słusznie zauważyłaś, że programy typu "Warsaw Shore" pozwalają widzom poczuć się lepiej samym ze sobą, uważają się za lepszych i dają sobie prawo krytykować ludzi, którzy wystawili swoje intymne życie pod publiczkę. Ciekawi mnie co będzie dalej działo się z telewizją, skoro wszelkie granice zostały już przekroczone, czy nasze dzieci będą jeszcze korzystały z takiego medium jak telewizja? Co mogłoby spowodować rewolucję i przywrócić TV na właściwą ścieżkę?

      Usuń
    2. Sorki, jeśli mój rant zabrzmiał jak atak, nie taki miałam zamiar ;) Każdemu zdarzają się momenty, kiedy zachowuje się jak 'wykształciuch', nie ma w tym nic złego. Po prostu jeży mnie oddzielanie kultury w jakiejkolwiek formie od rozrywki - przecież jedno nie wyklucza drugiego, ba, świetnie się dopełniają :)
      Co rozumiesz przez właściwą ścieżkę dla TV? Wydaje mi się, że telewizja nie tyle z 'właściwej ścieżki' zboczyła, co po prostu dostosowała się do czasów - musi dostosowywać się do czasów, jeśli chce się jako tako utrzymać przy życiu. Ot, narzekamy na to, że na stacjach muzycznych ciężko trafić na muzykę - i ja się zazwyczaj siłą rozpędu pod tymi uwagami podpisuję ^^ - ale patrząc na sprawę zupełnie trzeźwo, czy kilkugodzinne pasma klipów muzycznych zapewniłyby oglądalność? Raczej nie, w końcu mamy YT, Spotify, sami układamy sobie tracklisty, wedle własnego gustu. Jeśli MTV chce się utrzymać, musi zapewnić widzom oryginalne programy, których nie będą mogli znaleźć nigdzie indziej - nawet jeśli oznacza to durne produkcje spod znaku "Date my Mom". Telewizja powoli przechodzi do lamusa i jest wypierana przez Internet - kwestia wygody. Sami decydujemy o tym, co chcemy oglądać, o jakiej porze, w jakich ilościach, często bez reklam - ciężko z tym konkurować.
      Czy nasze dzieci będą jeszcze z tego medium korzystać? Nie wydaje mi się, zauważ, że już nasze pokolenie rzadko kiedy ogląda telewizję w tradycyjnym sensie. Na pewno nie w obecnej formie. A że nasze rodzime stacje są wyjątkowo odporne na jakiekolwiek zmiany, to oddzielna kwestia ;)

      Usuń
    3. i właśnie z tych powodów pozbyliśmy się z domu telewizora. w ogóle go nie mamy. to, co nas interesuje - wyszukujemy w internecie. naszym zdaniem telewizja sięgnęła dna. a tę radykalną decyzję podjęliśmy po tym, kiedy w Faktach TVN (ale nie tylko) można było usłyszeć tylko o wojnach, zabójstwach, problemach i samych negatywnych rzeczach - czyli mniej więcej w momencie, gdy wydawałoby się słuchanie obiektywnych wiadomości wpędza człowieka w stres i dołuje. niektóre programy to sieczka i żenada w ogóle to oglądać. drugi powód - mając kilkanaście/kilkadziesiąt kanałów, skakaliśmy, skakaliśmy i nic nie udało się ciekawego namierzyć. :/ w końcu okazało się, że telewizja ma dla nas tak wąską ofertę, że nie opłaca się za to płacić. tak, chyba jesteśmy niszowi :/

      Usuń
  2. Tak jak piszesz, telewizja dostosowała się pod dzisiejszych widzów, razi mnie jedynie fakt, że nie stara się zachować w tym umiaru. Jedynym wartościowym pasmem w publicznej telewizji w przyzwoitej porze oglądalności jest Teatr Telewizji w poniedziałkowe wieczory. Choć rozumiem to, że osoba, która będzie szukała kulturalnej rozrywki poszuka odpowiedniego kanału, aż do momentu kiedy nie będzie jej się chciało wcale włączać telewizora. I zapewne ten moment nastanie w najbliższych latach i jedynie naszemu pokoleniowi będzie dane pamiętać upadek telewizji.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty