Ostatnio oglądane #5

Od dawna nie pisałam wam co obecnie oglądam, choć ostatnio pochłaniają mnie seriale, ale o tym więcej w następnym poście. Dzisiaj porcja filmów oglądanych przeze mnie w ciągu ostatnich 2 miesięcy, a było wśród nich sporo komedii. Bardzo przyjemnie oglądało mi się "Masz talent" opowiadający o zafascynowanym operą Angliku, który pomimo nieśmiałości i marnym poczuciu własnej wartości decyduje się wystąpić w talent show i spełnić swoje marzenie o śpiewaniu. Klasyczna słodka historyjka, ale podana bardzo przystępnie, zapewniła mi standardowe 90 minut relaksu. Podobnie było w przypadku "Ojca Szpilera", nigdy wcześniej chyba nie oglądałam filmu chorwackiego, ale jego nastrój bardzo skojarzył mi się z kinem czeskim. Ksiądz małej wioski walczy z malejącą populacją i przedziurawia prezerwatywy w lokalnym kiosku, dzięki czemu wkrótce miejscowość zyskuje największy przyrost urodzeń w kraju i staje się atrakcją turystyczną dla par planujących posiadanie potomstwa. Ostatnią wartą uwagi komedią jest ekranizacja szwedzkiej powieści "Stulatek, który wyskoczył z okna i zniknął", która właśnie gości w polskich kinach. Kilka miesięcy temu dane mi było przeczytać książkę i jak to zwykle bywa jest znacznie lepsza od filmu, ale i tak uważam, że fani skandynawskiego poczucia humoru nie będą zawiedzeni.


Kolejnymi pozytywnymi produkcjami są ostatnie premiery filmów z założenia dla dzieci, piszę z założenia, ponieważ z tego co widziałam na sali kinowej większość widzów stanowili dorośli. "Jak wytresować smoka 2" dalej utrzymuje poziom pierwszej części sukcesu DreamWorks, choć tym razem fabuła głównie skupia się na smokach, a Czkawka wraz ze swoimi przyjaciółmi stanowi wątek niby główny, ale tak naprawdę przedstawiony dosyć skrótowo, nie zgłębiając moim zdaniem wystarczająco tematu matki poświęcającej swoją rodzinę w ramach ochrony smoków przed ludźmi uważającymi te stworzenia za swoich największych wrogów. Nasłuchując głosów z widowni wiele osób zainteresowanych byłoby animacją skupiającą się wyłącznie na losach Szczerbatka i jego kolegów. Najnowsza disneyowska wersja Śpiącej królewny skupia się na innej stronie tej historii i ukazuje perspektywę najgorszej bohaterki czyli "Czarownicy" granej przez Angelinę Jolie. Myślę, że to bardzo pouczająca opowieść dla dzieci uświadamiająca im, że zło nie powstaje samo z siebie, ale niesie ze sobą ból, rozczarowanie, nierozwiązane problemy z przeszłości osoby, która kiedyś też miała piękne, idealistyczne marzenia. W dodatku produkcja Disneya robi spore wrażenie pod względem technicznym, świetna scenografia, kostiumy, makijaże i efektowne, ale nieprzesadne efekty specjalne.
Z kolei przerzucając się na propozycje dla starszego pokolenia, również można być usatysfakcjonowanym. Szkoda, że w polskim kinie mało jest takich propozycji, bądź są bardzo niszowe. Stąd o "Piątej porze roku" dowiedziałam się dopiero 2 lata po premierze. Główne role przypadają w nim cenionym aktorom: Marianowi Dziędzielowi i Ewie Wiśniewskiej. Bardzo normalna, ciepła opowieść o tym, że nawet ludzie z kompletnie innych światów i mających różne doświadczenia życiowe mogą się odnaleźć na przysłowiowe stare lata i wciąż próbować zastać w życiu szczęście i miłość. W podobnym tonie utrzymany jest francuski film "Piękne dni" z przepiękną Fanny Ardant, świeżą emerytką wdającą się w romans z młodym mężczyzną, próbującą udowodnić sobie, że to nie jest już wszystko na co ją stać, że nie czuje się starą panią, która zacznie lepić garnki czy pleść sweterki dla wnuków. Dzięki takim produkcjom francuskie kino uchodzi obecnie za moje ulubione, niezależnie od podejmowanej tematyki odpręża mnie, zachwyca, skłania do refleksji.




Na koniec zostawiłam sobie dwa filmy, z którymi mam problem. Ich tematyka jest dosyć kontrowersyjna i przez to wzbudza spore zainteresowanie mediów, ale niestety wydaje mi się, że nie kryje się za tym wysoka jakość i rzetelnie opowiedziana historia. "Nimfomanka" von Thiera miała złamać konwenanse, odkryć niepoprawną kobiecą seksualność, a tak naprawdę stała się poplątaną historią o tym, jak zagubiona dziewczyna szukająca jakiegoś sensu w swoim życiu skupia się na ekstremalnych doznaniach cielesnych. I wierzy w to, że wieczne szukanie i doświadczanie coraz to ostrzejszych form karania się za wewnętrzny niepokój w końcu jakimś magicznym sposobem sprowadzi ją na ścieżkę samozadowolenia. Momentami wizja von Thiera bardzo mi się podobała i po pierwszej części filmu liczyłam na rozwinięcie pewnych rozterek bohaterki, ale druga część popłynęła w kompletnie inną stronę i zaburzyła mój odbiór całej historii. Podobnie jest z niemieckimi "Wilgotnymi miejscami", które są niczym innym jak odważnie przedstawionym dojrzewaniu nastolatki szukającej odpowiedzi na wszelkie pytania i nie zaznającej wystarczającej opieki i miłości ze strony rodziców. Naprawdę nie dałoby się wycisnąć z tego pomysłu czegoś więcej niż tak przewidywalnej fabuły? Choć jak na tak sporą ilość oglądanych filmów te dwa rozczarowujące obrazy nie kłują aż tak w oko, statystycznie nie jest aż tak źle. Życzę Wam równie udanych seansów wakacyjnych, szczególnie do nadrabiania zaległości i odkrywania przypadkowych tytułów.

Komentarze

Popularne posty