Serialożerca #2 - seriale brytyjskie



Z kinem brytyjskim jest taka sporna kwestia, że jedni je uwielbiają, a inni uważają za nudne, zadufane, nieśmieszne. Gdy lata temu światową furorę robił "Jaś Fasola" nie było osoby, która nie oglądałaby przygód tego angielskiego dżentelmena, chociażby po to, żeby zaraz go skrytykować, że jest głupi i dziecinny. Jednak Rowan Atkinson do dziś pozostał w naszej pamięci jako niezdarny gamoń. I od Jasia Fasoli rozpoczęła się moja przygoda z brytyjskimi serialami. Zaraz po nim do bólu brzucha ze śmiechu doprowadzała mnie Hiacynta Bukiet z "Co ludzie powiedzą?", która ze swoją żądzą pięknego, reprezentacyjnego życia była tak absurdalna, że aż zabawna. Nie bez powodu obiecałam sobie wtedy, że kiedyś będę miała zadbany ogródek ;)

Na etapie nastoletnich seriali przypadkowo natknęłam się na "Doktora Who" i pamiętam, że w wakacyjne poranki chętnie go oglądałam, ale nie wpadłam w szał zachwytu i szybko porzuciłam go na rzec innych bzdurnych programów dla młodzieży. Wiecie, wciąż nie pałam miłością do fantastyki. Lata gimnazjum przypadły na fascynację serialem "Skins", gdzie zbuntowane brytyjskie nastolatki naprawdę harcorowo przeżywały swój okres dojrzewania. Pierwsze dwa sezony były dla mnie najlepszym zbiorem charakterystycznych postaci, ponieważ co 2 sezony zmieniała się cała obsada, kolejne edycje były już powtarzalne i coraz bardziej odrealnione. A amerykańskiej wersji nigdy nie udało mi się zobaczyć, bo kierując się opiniami znajomych nie było warto, w żaden sposób nowsza wersja nie mogła dorównać oryginałowi.

Potem na kilka lat zapomniałam o brytyjskich serialach, bo sukces święciły duże amerykańskie produkcje. Dopiero sukces kryminalnych produkcji BBC przypomniał mi, że to co angielskie wcale nie musi być gorsze. "Luther" o którym już kilkukrotnie wspominałam na blogu podbił moje serce i z jednej strony żałuję, że miał on formę miniserialu i skończył się po zaledwie 3 sezonach, ale też z niecierpliwością czekam na filmową ekranizację tego serialu. Obecnym moim faworytem jest "Sherlock", który tak naprawdę dopiero pozwolił mi docenić grę aktorską Benedicta Cumberbatcha. Może niektórzy uważają ten serial za pretensjonalny, ale ja uważam że ma on w sobie wszystko co przyciąga widza – wartka akcja, nieoczywiste zwroty akcji, humor, powoli rozgrywające się romanse i świetni aktorzy.

Z ostatnio "nadrabianych" seriali, które nie stały się u nas popularne szczególnie poruszył mnie "My mad fat diary". Przedstawiający powrót do lat 90-tych i prawdziwych, nieidealnych nastolatków, którzy są nadwrażliwi na otaczającą ich rzeczywistość i borykają się z tym co mówi im serce, a na co nie pozwala im psychika. Niestety produkcja została zamknięta po 2 sezonach, ale jest to naprawdę wartościowy serial, zarówno dla nastolatków jak i dorosłych. Bardziej skłania do poważniejszych przemyśleń niż zapewnia rozrywkę, ale humor i styl bohaterów też jest elementem, który uwiarygadnia czas akcji umiejscowiony 20 lat wstecz. Natomiast w następnym odcinku "Deseru dla wykształciuchów" powiem Wam więcej o serialu "Dates", który jak wskazuje tytuł pokazuje różnych bohaterów podczas pierwszej randki i przedstawia ich kłamstwa, obawy i wady, które są typowe w sytuacjach pierwszego kontaktu.


Na koniec podzielę się z Wami tytułami, których jeszcze nie widziałam, ale słyszałam że warto się z nimi zapoznać. Przede wszystkim "Dowton Abbey", aby odczarować grzeczną , wiktoriańską prowincję. Chcę również śledzić ścieżkę kariery Daniela Radcliffa, który ciężko pracuje nad porzuceniem szufladki "jestem Harrym Potterem", stąd polecano mi miniserial "Zapiski młodego lekarza". I na koniec przydałyby się znowu ciężkie psychologiczne rozkminy, których ponoć można doświadczyć oglądając miniserial "Black Mirror". Może polecicie jeszcze coś godnego uwagi? Jakieś poważniejsze, starsze produkcje BBC lub nowe, niszowe mini produkcje? W następnej części Serialożercy skupię się na amerykańskich komediach, "it's gonna be legen...wait for it.. dary!" ;)

Komentarze

Popularne posty