Spotkanie ze sztuką współczesną - relacja z 6 edycji Festiwalu Narracje w Gdańsku
Fot. Bogna Kociumbas
W miniony weekend po raz szósty odbył
się festiwal artystycznych instalacji wizualnych NARRACJE. Co roku
uświetnia on inną dzielnicę Gdańska, tym razem był to Wrzeszcz
Górny.
"Tytuł
tegorocznych NARRACJI, mędrzec
i duch to
metafora zderzenia dwóch pozornie wykluczających się światów:
mędrca szkiełka
i oka z
romantyczną aurą i legendą zapomnianych miejsc dzielnicy. Celowo,
jako obszar tej edycji wskazaliśmy część Wrzeszcza Górnego,
rozpostartą między świątynią rozumu – Politechniką Gdańską,
a miejscem poświęconym refleksji religijnej, jakim jest Nowa
Synagoga. Czy
artyści faktycznie dzielą się na „oświeceniowców” i
„romantyków”, czy też łączą w sobie cechy obu tych postaw?
Do jakiej kreacji skłoni ich aura i historia Wrzeszcza Górnego?
Interesuje nas nowa wizja miejsca, suwerenna, odkrywająca inne
znaczenie, sformułowana w krótkich narracjach wideo, esejach
wizualnych, instalacjach, historiach dźwiękowych." Tak na
temat festiwalu wypowiedzieli się kuratorzy wystawy Adam i Anna
Witkowscy.
Narracje
są dla Gdańska wydarzeniem wzbudzającym wiele emocji. Środowisko
artystyczne każdego roku czeka na nowych twórców i ich kompozycje,
jednak jest to publiczność dość wymagająca, stąd w tym roku
pojawiły się komentarze, że poziom tegorocznej edycji jest słabszy
w porównaniu z rokiem ubiegłym. Dla zwykłych mieszkańców Gdańska
jest to okazja do wyjścia ze znajomymi, rodziną, dziećmi na
spotkanie z czymś oryginalnym, dziwnym, ale często też
upiększającym ich na co dzień szarą dzielnicę. Pierwszy raz
brałam udział w Narracjach i bardzo ucieszył mnie fakt, że w tym
roku wybrano jako obiekt do prezentacji Wrzeszcz, który zamieszkuję.
Dzięki temu miałam okazję na nowo odnaleźć się między
uliczkami mijanymi przeze mnie każdego dnia, często zbyt szybko i
nieuważnie. Umożliwiło mi to również dostrzeżenie potencjału
starych, często na granicy ruiny kamienic w strefie działań
artystycznych oraz spojrzenie na swoją uczelnię (Politechnikę
Gdańską) jako na miejsce, które jest przepięknym zabytkiem
architektury początku XX-wieku. Niemniej nie każda z prac
przyciągnęła moją uwagę, większość wyświetlanych prac
mijałam po kilkunastu sekundach, nagrania video były bardziej
interesujące, choć często wzbudzały ironiczny uśmieszek u widzów
np. podczas filmów Igora Krenza "Nadmuchiwanie kapusty",
"Samowbicie" i "Zamknięcie pudełka". Nieco
kontrowersji wzbudziła wystawa sukni ślubnej ze swastykami z 1910
roku umieszczona na strychu Nowej Synagogi przygotowana przez
Agnieszkę Baaske. Dużym zaskoczeniem dla wielu widzów był fakt, że
przed latami 30-tymi XX wieku swastyka, tak jak jej znaczenie z
sanskrytu "przynoszący szczęście", była symbolem
dobra. Do dziś zresztą jest za nią uznawana w niektórych
kulturach azjatyckich np. w Indiach.
Fot. Justyna Przybyszewska
Obrazem,
który wzbudzał równie duże emocje było video "Festin"
Wojtka Doroszuka. Uczta podczas której robaki, ptaki, psy
niekontrolowane przez człowieka wyjadają resztki pożywienia dla
mnie była dość odrażająca, więc nawet nie dokończyłam
oglądania filmu. Sporo widzów po kilku minutach przechodziło do
kolejnej instalacji, co może poświadczać, że zamysł autora, aby
skupić się na motywie wanitatywnym odrzuca widzów, bo w
dzisiejszych czasach nie staramy się myśleć nad chaosem w naszych
życiach.
Fot. Katarzyna Miąsik
Natomiast
przyjemnie oglądało się parę kamiennych sów w holu Głównego
Gmachu Politechniki Gdańskiej. Jak mówi autor "Długiego
Spojrzenia" Grzegorz Drozd: "Rzeźby te symbolizują
spotęgowaną energię namysłu nad strukturą materii i jej
przejawami. Ich świetliste spojrzenia przeszywają ciemność niczym
mityczna nić Ariadny, której ciągłość wyznacza przebytą, jak i
powrotną drogę. Przestrzeń to dziecko czasu, w którym zostaliśmy
uwięzieni."
Znacznie
wymowniejsza w odbiorze była prezentacja instalacji na terenie
Politechniki Gdańskiej. Praca Pawła Kulczyńskiego na terenie hali
Wydziału Elektroniki i Automatyki polegała na użyciu niskich
częstotliwości w celu uzyskania rezonansu, który poruszy zabytkowe
sprzęty, aparaturę w drżenie. Długą kolejkę do swojej wystawy
uzyskał Jacek Niezgoda, który na terenie Laboratorium Wysokich
Napięć opracował eksperyment "Hełm Boga", który w
wyniku oddziaływania pola magnetycznego o wielkości 0,0001 Tesli
wpływa na ludzki mózg w ten sposób, że może wywołać przypływ
uczuć religijnych. I co najważniejsze zostało to udowodnione
naukowo przez naukowców z dziedziny neuroteologii. Każdy z
uczestników miał okazję nałożyć taki hełm na głowę i
sprawdzić, jakich uczuć dozna.
Fot. Malwina Jakóbczyk
Jednak
moją ulubioną pracą, być może ze względu na przywiązanie z
miejscem, w którym się odbyła, okazała się instalacja
"Samoorganizacja" Macieja Chodzińskiego i Krzysztofa
Topolskiego. W zabytkowej Auli Chemicznej z 1905 roku wyemitowano
video będące próbą audiowizualnego wyjaśnienia samoorganizacji
materii po Wielkim Wybuchu.
"Tuż
po Wielkim Wybuchu Wszechświat był bezkształtny, pozbawiony formy
i zawartości. Ten błogi stan symetrii został jednak szybko
zakłócony. Ciemny, prosty, nieznający cierpienia Wszechświat
zaczął stygnąć i nabierać kształtów. Symetria i stan równowagi
zostały zaburzone, rozpoczął się bezlitosny marsz materii i
energii ku cięższym pierwiastkom. Niejednorodności w gęstości
gazów niczym zarodki krystalizacji o kosmicznej skali stały się
ogniskami grawitacyjnymi, które zaczęły przyciągać otaczający
je materiał. Powstały gwiazdy wypluwające ze swych jąder ciężkie
pierwiastki umożliwiające uformowanie się układów planetarnych.
Z biegiem czasu ich materiał ostygł, zakrzepł do formy kryształów
i cząsteczek o rosnącej złożoności. W ten sposób powstała
gleba do zasiania życia, według niektórych będącego naturalnym
stanem docelowym cykli samoorganizujących się reakcji chemicznych. "
Może
to kierunek studiów skłonił mnie ku tej pracy, jednak
uważam, że jest ona najlepszym odzwierciedleniem idei Mędrca,
który moim zdaniem królował podczas tegorocznej edycji. Bynajmniej
nie oznacza to, że Duch był nieobecny, każdy z widzów na pewno
starał się go w sobie odnaleźć i mam nadzieję, że większości
się to udało.
Niestety na koniec muszę wspomnieć o czymś co dzisiaj po zakończeniu festiwalu zastało mnie na Politechnice. Z tego co mi wiadomo przynajmniej na terenie dwóch budynkach dokonano aktów wandalizmu, w budynku Wydziału Chemicznego wykonano ponad metrowy rysunek na ścianie, a w Gmachu Głównym zniszczono wystawę projektów architektonicznych napisami przy użyciu czarnej farby. To bardzo przykre i osobiście dla mnie oburzające, że pomimo iż pozwolono na terenie kampusu zorganizować wystawy, założyć klub festiwalowy, gdzie można było zjeść i napić się alkoholu, grupa samozwańczych artystów nieuszanowała wyjątkowości tego miejsca. Myślę, że poskutkuje to niechęcią władz Politechniki Gdańskiej do współpracy z jakimikolwiek inicjatywami, które mogłyby chcieć wykorzystać to miejsce do swoich celów. Wielka szkoda i hańba, że podczas takiego festiwalu sztuka nie okazała się dla wszystkich cenną wartością rozwoju człowieka, a wręcz stała się przyczynkiem do pokazania swojej głupoty.
Komentarze
Prześlij komentarz