Ostatnio oglądane #6

Jak to możliwe, że przez prawie 4 miesiące nie pojawił się nowy tekst z serii "Ostatnio oglądane"? W związku z powrotem na studia i dołączeniem do redakcji Filmowo zapomniałam o mojej ulubionej części bloga czyli spisaniu króciutkich recenzji zbiorczych wszelkich oglądanych przeze mnie filmów. Aby pozostać wierną swoim założeniom postaram się pokrótce opowiedzieć Wam o 34(!) filmach widzianych przeze mnie przez ostatnie miesiące. Obiecuję już nigdy tak długo nie zwlekać i zapraszam Was na baaardzo długi wpis, który zostanie podzielony na dwie części.

Końcówkę wakacji spędziłam na nadrabianiu zaległości z przeróżnych gatunków i okresów filmowych. Po pozytywnym spotkaniu z twórczością Wesa Andersona przy seansie "Grand Budapest Hotelu" sięgnęłam po jego wcześniejszy film czyli "Kochankowie z Księżyca". Edward Norton tym razem jako opiekun zuchów, jak zwykle spisał się znakomicie, zaś nowością dla mnie były role dziecięce w dość trudnej, specyficznej konwencji Andersona. Całość wypadła dość nieźle, jednak gdybym miała wybierać pomiędzy tymi dwoma tytułami, to "Grand Budapest Hotel" podobał mi się znacznie bardziej. A propos kina Andersona jednym z najchętniej z nim współpracujących aktorem jest Bill Murray, który kojarzy mi się z rolami śmiesznych lub smutnych starszych panów. Bardzo podobała mi się jego rola aktorska w filmie Soffi Coppoli "Między słowami" i podobne odczucia miałam co do jego gry u Jima Jarmuscha w "Broken Flowers". Dość prosty pomysł na fabułę – bogaty pan w średnim wieku dowiaduje się, że ma syna, ale nie kojarzy jego matki, stąd wyrusza w podróż w poszukiwaniu swoich byłych kochanek i odszukaniu swojej porzuconej rodziny. Nie wiem dlaczego lubię oglądać na ekranie mężczyzn po 40-50-tce w kryzysie, a w takich rolach królują Bill Murray, George Clooney i ostatnimi razy Pierce Brosnan. Stąd też przyjemnie oglądało mi się film klasy B jakim jest "Nauka spadania" o czwórce bohaterów, których łączy nieudana próba samobójcza. Film tej nie jest w żaden sposób odkrywczy, ale coraz bliższy rzeczywistości kiedy to prawie każdy w swoim życiu, niezależnie od pozycji społecznej przeżywa poważne kryzysy i jego psychika siada do tego stopnia, że chce się ewakuować z życia. W podobnym tonie miał chyba zostać przedstawiony polski film "Nieulotne" mówiący o rozterkach moralnych młodych bohaterów, jednak coś scenariuszowo poszło w tym filmie nie tak, wczuwający się aktorzy wypadli przez to groteskowo i koniec końców z filmu nie płynie żadna konkretna myśl.

Z innych nieudanych pomysłów przypomina mi się "Noe: Wybrany przez Boga", gdzie dość wysokiej klasy aktorzy tj. Russell Crowe, Jennifer Connelly, Antony Hopkins zawiedli mnie na całej linii, ponieważ przedstawiona przez twórców interpretacja biblijnej historii ma w sobie tyle zgrzytów i niewyjaśnionych przyczyn postępowania bohaterów, że jedynie drażni widza, a nie skłania do refleksji nad nieidealną stroną ludzką wywyższanych postaci biblijnych.
Po tak nieudanych wyborach zdecydowałam się na nadrobienie filmowej klasyki i na pierwszy ostrzał poszła "Sabrina" z Audrey Hepburn. Przemile oglądało mi się ten film, Audrey znów wypadła cudownie, a ja na kilkadziesiąt minut mogłam się przenieść w świat lat 50-tych. Stanowczo powinnam częściej oglądać filmy z dawnych epok. Tym bardziej, że następnym w kolejce był "Dyktator" Charliego Chaplina, który zszokował mnie tym, że ten film jest wciąż śmieszny i aktualny. Gdyby zastanowić się nad obecnym kinem, które znacznie częściej mi towarzyszy i zbiera u mnie wysokie noty, nie mam pewności czy uwielbiane przeze mnie dzisiaj tytuły, za 10 lat nie będą już dla mnie interesujące. Filmem, który również się nie zestarzał, a w dodatku okazał się dla mnie intelektualnym wyzwaniem jest "Ostatnie kuszenie Chrystusa" Martina Scorsese. Alternatywna historia losów Jezusa, który ma wybór między spełnieniem przeznaczenia Ojca a pozostaniem normalnym człowiekiem była przez lata zakazana w naszym katolickim kraju. Ukazanie całkiem zwyczajnej postawy ludzkiej w osobie boskiej wzbudza niemałe kontrowersje, ale też pozwala dostrzec, że każdy ma prawo wątpić, podważać i szukać własnej drogi. Innymi kontrowersyjnymi tytułami, które również wywarły na mnie spore wrażenie są "Dzikość serca" Davida Lyncha i "Urodzeni mordercy" Olivera Stone. Uważam, że te filmy powinien zobaczyć każdy, kto stara się poznać czym jest określony styl reżysera wykraczający poza gatunki filmowe. Kwestie takie jak "Gdybym miała być masowym mordercą chciałabym być taka jak Mickey i Mallory"(Urodzeni mordercy) albo "To kurtka ze skóry węża, jest symbolem mojej mojej indywidualności i wiary w wolność jednostki" (Dzikość serca) stały się kultowe i stanowią idealne podsumowanie idei filmów. Przy czym zaznaczam, że jest to kino bardzo specyficzne, na pewno nie dla każdego. Sama nie zawsze mam ochotę na takie obrazy i kończy się to odkładaniem ich w nieskończoność bądź kilkukrotnym podejściem do znanych tytułów, jednak w przypadku "Dzikości serca" i "Urodzonych morderców" cieszę się, że w końcu nadrobiłam tę nieznajomość.

Idąc tym tropem zaryzykowałam obejrzenie nowych niszowych tytułów. "Frank" miał być ambitną propozycją dla osób szukających odpowiedzi na kwestie granicy sztuki. Czy ktoś kto chodzi w wielkiej gumowej głowie i stara się tworzyć niszową muzykę ma prawo nazwać się już artystą? Kto o tym decyduje? Film ten jednak nie rozstrzyga tych problemów, ale ukazuje osobowości z zaburzeniami psychicznymi, które nie raz przez swoją wyjątkową indywidualność urastają do rangi idola. Jednostki dziwne, oryginalne i po części wybitne prezentuje też film "Teoria wszystkiego", w którym w głównej roli występuje Christopher Waltz. Alternatywna wersja przyszłości rozgrywająca się po części w świecie wirtualnym i "prawdziwym" jest alegorią ludzkiego dążenia do doskonałości, w tym przypadku poprzez wypróbowanie wszelkich możliwych opcji. Efekt końcowy znowu nie jest dla mnie jasny. Nie dziwią mnie również ostatnie poczynania Scarlett Johannson, która konsekwentnie stara się wyrwać się z szufladki ładnej blondynki. Jej rola w "Lucy" Luca Bessona naprawdę zasługuje na uznanie, natomiast nie jestem w stanie zrozumieć o co chodziło w filmie "Pod skórą". Pierwszy z tytułów porusza bardzo interesującą tematykę – co stałoby się z nami, gdybyśmy potrafili wykorzystać większe zasoby naszego umysłu? Fabuła niesamowicie wciąga i zachęca do rozmyślań nad rozwojem ludzkim.
Zwieńczeniem moich poszukiwań filmowych w obszarze specyficznego kina została ekranizacja komiksu "Sin City – Miasto grzechu". Niedawno w kinach pojawiła się druga część tego tytułu, więc czym prędzej musiałam dowiedzieć się o co tyle krzyku i czy oprócz przygód Batmana, jakiś komiks ma szansę dobrze wypaść na wielkim ekranie. Przyznam, że konwencja filmu pozytywnie mnie zaskoczyła, a cechy gatunkowe komiksu zostały bardzo celnie uchwycone. Nie jest to jednak świat, który jak myślę kiedykolwiek stanie się dla mnie fascynujący, stąd raczej nie skuszę się na obejrzenie kolejnych przygód przestępców z Basin City.


W kolejnej części "Ostatnio oglądanych" najambitniejsze tytuły widziane przeze mnie w ostatnich tygodniach.

Komentarze

Popularne posty