Rozrywka dla prostaków #3 - "Rodzinne rewolucje"
Kino familijne kojarzy mi się z latami
90-tymi, kiedy każdego niedzielnego popołudnia w TV emitowano
przygody bliźniaczek Olsen, psa Beethovena i wynalazcy, który
komunikował swojej żonie "Kochanie, zmniejszyłem dzieciaki!".
Z tego co można zaobserwować w ostatnich latach wzrosło
zapotrzebowanie na historie rodzinne, jednak tym razem, aby były ode
bardziej realistyczne, w rolach głównych występują rodziny
patchworkowe. W zeszłym roku sukcesy na ekranie odnosili
"Millerowie", teraz mają swojego godnego zastępcę –
"Rodzinne rewolucje" z Drew Barrymore i Adamem Sandlerem.
Pomysł połączenia pedantycznej matki
dwójki chłopców z nieogarniającym ojcem trzech córek, jest do
bólu przewidywalny, ale dzięki temu jak krowie na rowie widz
zauważa, że posiadanie dwójki rodziców odmiennej płci jest
konieczne do zdrowego rozwoju dziecka. Bajecznym pomysłem jest
również wysłanie całej szóstki na wycieczkę dla "rodzin po
przejściach" w Afryce. Obok przepięknych apartamentów oraz
masy integracyjnych rozrywek rodzice zbliżają się do siebie i
zaczynają zajmować się na wzajem swoimi dziećmi. Przygody
bohaterów są dość realne i rozwiązane jak na słodką komedię
przystało, tak że nie da się wciąż nie uśmiechać patrząc na
te urocze mordki. Być może moja słabość do Drew Barrymore
przemawia za tym, że każdy film z jej udziałem jest dla mnie
uroczy, no ale proszę was – czy istnieje ktoś kto widział małą
Drew w "ET" i nie jest zakochany w niej po uszy do końca
życia?
Dzieciaki z "Rodzinnych rewolucji"
to niezłe bystrzaki i myślę, że w ciągu najbliższych lat
wyrosną na gwiazdy młodzieżowego kina. Chciałabym częściej
oglądać tak fajne, normalne produkcje zamiast szałowych filmów
Disneya.
Komentarze
Prześlij komentarz