"Anna Karenina" - recenzja książki i filmu

Słynny cytat rozpoczynający tę powieść „Wszystkie szczęśliwe rodziny są do siebie podobne, każda nieszczęśliwa rodzina jest nieszczęśliwa na swój sposób”, już daje wiele do myślenia o twórczości Lwa Tołstoja. XIX-wieczna powieść powstała pod schyłek epoki realizmu, zmusza czytelnika do spojrzenia na wiele istotnych problemów. Czy warto wyrzec się wszystkiego dla miłości? Czy Bóg istnieje i jak powinno się wierzyć? Czy istnieje coś co trwa wiecznie bądź wszystko podlega nieustannym zmianom? Przyznam, że od czasów liceum nie miałam styczności z literaturą wymagającą znajomości kontekstów i założeń epoki, ale mimo to myślę, że nawet niewprawiony czytelnik odnajdzie w tej książce wiele wartościowych treści. Przede wszystkim jest to pozycja z gatunku tych, przy których wiele można stracić bez znajomości książki, a opierając się tylko na filmowej ekranizacji. Zarówno wersja z 1948 r. z Vivien Leigh jak i najnowsza z 2012 r. z Keirą Knightley bardzo upraszcza tę historię, omijając wiele pobocznych wątków i mało skupiając się na drugoplanowych postaciach takich jak Lewin, który jest moim ulubionym bohaterem książki.
Anna Karenina, reż. Julien Duvivier, 1948
Główny nurt książki skupia się wokół Anny, kobiety zamężnej lecz nie kochającej prawdziwie swego statecznego męża, skupiającej się na bywaniu w towarzystwie i prowadzeniu wystawnego życia arystokratki. Jej życie zmienia się o 360 stopni, gdy zakochuje się w młodym oficerze Wrońskim i nie jest w stanie zachować pozorów szczęśliwego małżeństwa. Historia jest o tyle dramatyczna, że w tamtych czasach rozwód oznaczałby, zarówno dla Anny jak i jej męża, społeczny ostracyzm, zaprzepaszczenie jego kariery i upadek życia towarzyskiego. Choć z zakazanego romansu rodzi się dziecko, nosi ono nazwisko Karenina, a między Anną a Wrońskim narasta frustracja wynikająca z brak pomysłu na wyjście z ich beznadziejnej sytuacji oraz chorobliwej zazdrości Anny. Kobieta staje na granicy obłędu, czuje się nieakceptowana przez wszystkich, którzy dotąd byli jej przyjaciółmi, na zmianę obwinia siebie, Karenina i Wrońskiego za postawienie jej w tym niewygodnym położeniu. Wielu znawców literatury zagłębia się nad postacią Anny oceniając ją jako niezdecydowaną, próżną, słabą psychicznie i niezdolną do stałych uczuć. Jest to kobieta, która potrafi porzucić swoje dziecko dla ukochanego, potrafi oddać się mężczyźnie gwałtownie i w pełni, ale nigdy nie uda jej się utrzymać stanu szczęścia, porzucić wątpliwości i nie żałować podjętych decyzji. Mam z Anną Kareniną wiele wspólnych cech, dlatego zakończenie jej historii jest dla mnie życiową przestrogą. Jej postać, choć piękna i wierna swym uczuciom, pozostawia po sobie zgliszcza, rujnuje życie nie tylko swoje, ale także najbliższych jej osób i nigdy nie zaznaje spokoju.
 Anna Karenina, reż.Joe Wright, 2012


W przeciwwadze do historii miłości Anny i Wrońskiego stoją losy Kitty i Lewina. Choć początkowo dziewczyna zauroczona jest Wrońskim i odrzuca zaręczyny Lewina, po upokorzeniu jakim jest zlekceważenie jej na balu przez oficera, staje się pokorna i dostrzega czym jest prawdziwa miłość. Pomimo nie zadowoleniu jej matki, która wolałaby za zięcia lepszą partię, młodzi zostają małżeństwem i oboje muszą nauczyć się żyć z osobą z innego świata. Lewin pochłonięty jest sprawami społecznymi i życiem chłopów na jego folwarku, przyzwyczajony do swojego kawalerstwa czasami nie rozumie zachcianek żony. Kitty jednak okazuje się być dla niego prawdziwym wsparciem w ciężkich chwilach, towarzyszy mu podczas śmierci jego buntowniczego brata Mikołaja, mimo że Lewin stara się uchronić ją przed brudnym światem. Ich małżeństwo jest udane i szczęśliwe, dlatego że oboje wkładają dużo pracy we wzajemne dotarcie się, każde z nich rezygnuje ze swojego egoizmu.
Co do filmowych wersji „Anny Kareniny” wszystkie wydają się nie być wystarczająco dobre, może dlatego że brakuje w nich czegoś z rosyjskiej duszy, tej specyficznej melancholii i porywu serca. Moim zdaniem najnowsza ekranizacja wypada na tle starszej wersji z 1947 roku o wiele lepiej, gdyż Keira Knightley ma w sobie to coś co pozwala jej doskonale wcielać się w role kobiet szalonych, namiętnych, egoistycznych i w dodatku zwykle są to role kostiumowe, do których jest stworzona. Uwagę zwraca też na siebie Jude Law w roli Aleksieja Aleksandrowicza Karenina, chyba jako jeden z pierwszych nadał tej postaci rys wrażliwego, cierpiącego męża, który w jakiś sposób po zdradzie wciąż kocha Annę i stara się ją ochronić przed nią samą. Na uznanie zasługują kostiumolodzy i scenografowie, którzy za swoją pracę słusznie zostali nagrodzeni Oscarem, bo dzięki ich wysiłkom XIX-wieczna carska Rosja wydaje się być na wyciągnięcie ręki. Bardzo podobały mi się sceny balowe oraz w teatrze, podczas których zobrazowano tamtejszą arystokrację będącą bardzo hermetycznym towarzystwem, stale oceniającym i przestrzegającym bardzo ostrych zasad ich kodeksu moralnego.
Bardzo żałuję, że z prozą Tołstoja nie zapoznają się uczniowie liceum, bo uważam że jest to literatura o wiele bogatsza niż inne szkolne pozycje. Przede wszystkim styl, jakim posługuje się ten genialny pisarz, jest wybitny. Żałuję, że nie znam języka rosyjskiego, aby móc zapoznać się z tym dziełem w oryginale, bo zapewne można wtedy zyskać jeszcze więcej z tej lektury. W przypadku „Anny Kareniny” najpierw zobaczyłam film, a dopiero potem przeczytałam książkę i szczerze mówiąc nawet cieszę się z takiej kolejności. Jestem pewna, że temu kto spodoba się film będzie chciał sięgnąć po książkę i tym sposobem odkryje znacznie więcej z tragicznej historii Anny Kareniny. Polecam bardzo gorąco!

Komentarze

Popularne posty