"Admiralette" debiut blogera Andrzeja Tucholskiego
Bardzo lubię widzieć, gdy ktoś znany
mi z blogosfery rozwija się i tworzy "coś swojego" poza
internetem. Na początku września gruchnęła wiadomość o tym, że
Andrzej Tucholski z bloga jestkultura.pl wydaje książkę fantasy.
Co prawda nie pałam miłością do tego gatunku, ale byłam ciekawa,
skąd zrodził się pomysł napisania morskiej opowieści i jaki
przyniosło to efekt. Podziwiam decyzję Andrzeja w sprawie
self publishingu, myślę że ludzie coraz częściej będą wybierać
tę opcję ze względu na większą decyzyjność autora o wyglądzie
i promocji książki oraz korzystniejszy zarobek. Niemniej uważam,
że w dzisiejszych czasach za dużo osób porywa się na pisanie
książek. Z jednej strony podziwiam młode osoby, które próbują
swoich sił w pisarstwie, z drugiej w większości przypadków
powstają z tego miałkie próby literackie. Chociaż gdyby spojrzeć
na to z pewną dozą wyrozumiałości, lepiej podzielić się z
większym gronem odbiorów swoją twórczością i zebrać porządne
baty, aby wiedzieć jakich błędów unikać niż przez lata pisać
do szuflady. Nawet najpopularniejszym pisarzom zdarzało się na
początku kariery pisać słabo, bez określonego stylu – wszystko
co doceniamy pod pojęciem warsztatu pisarza jest efektem lat jego
samodoskonalenia się i uczenia się na błędach. W przypadku
blogerów próbujących swoich sił w tworzeniu literatury istnieje
pułapka językowa, ponieważ bezpośredniość wobec czytelników
bloga i wyrażanie swoich myśli i emocji nie powinny przekładać
się na język twórcy, który tylko chce opowiedzieć pewną
historię, a musi chować się ze swoimi sądami.
"Admiralette" nie urzekło
mnie swoją treścią. Miałam wrażenie, że czytam powiastkę dla
młodzieży, której akcja nie nabiera rozpędu. Zabrakło mi czegoś
na czym mogłabym dłużej skupić swoją uwagę, liczne opisy i
stylistycznie błędne zdania wzięły górę nad postaciami, które
mogły być ciekawe dla czytelnika, lecz nie pokuszono się na
stworzenie ich portretów psychologicznych. Mam nadzieję, że przy
kolejnej części "Admiralette" można oczekiwać
rozszerzenia wątków dotyczących postaci, a nie wystąpi nadmiar
mało znaczących opisów tła głównych wydarzeń. Na szczęście
książka jest fajnie wydana, duża czcionka i mięciutka oprawa,
dzięki czemu szybko czyta się ją podczas podróży, jednak jej
zawartość szybko wypada z głowy. Niemniej ja raczej nie skuszę
się już na kolejną część morskich przygód, to nie mój klimat.
Komentarze
Prześlij komentarz