Które oscarowe filmy naprawdę warto obejrzeć? + moja lista lauretów Oscarów 2016

Już w niedzielę odbędzie się 88. Ceremonia wręczenia Oscarów czyli najważniejszych nagród filmowych przyznawanych przez hollywoodzką akademię ekspertów. Na samym etapie nominacji rzesze widzów ekscytują się jak i wzburzają z powodu braku wyróżnienia dla swoich ulubieńców. Jak już kiedyś wspominałam, co roku coraz bardziej jestem odległa od zachwytu nad laureatami. Przyczyny tego stanu upatruję się w moim szerszym zainteresowaniu kinem dokumentalnym i niezależnym. Nie będę jednak taką hipokrytką, żeby powiedzieć, że wcale nominowane tytuły nie wzbudzają mojego zainteresowania. Wręcz przeciwnie, postarałam się zobaczyć wszystkie najgłośniejsze tytuły przed najbliższą niedzielą. A nawet udało mi się zgłębić w filmy krótkometrażowe i dokumenty.

Zacznę jednak od tytułów z największą ilością nominacji. Przoduje w tym „Zjawa” Inaritu z 12 nominacjami, o której napisałam już oddzielny tekst. Po miesiącu od seansu wciąż miło wspominam ten film, w mojej pamięci pozostają klisze np. rozbieganych bawołów na pustej zimowej połaci w tle wschodzącego różowo-pomarańczowego Słońca. Tutaj na pewno należy się kolejna statuetka operatorowi Emmanuelowi Lubezkiemu, bo jest geniuszem w swoim fachu. Zatem „Zjawę” warto zobaczyć chociażby ze względu na walory techniczne. Jednak jeżeli chodzi o opowiedzianą historię w wykonaniu słynnych aktorów też nie ma na co narzekać. Z boleścią jednak mówię o tym, że Tom Hardy zagrał znacznie lepiej niż Leonardo DiCaprio, a raczej spotka się to z odwrotną tendencją na oscarowej gali.

Jeżeli chodzi o inne tytuły nominowane w kategorii najlepszego filmu to uważam za naciągane wyróżnienie dla filmu „Most szpiegów” oraz „Marsjanina”. W przypadku tego pierwszego nominacja zapewne ma pokrycie z faktem, że jest to dzieło Stevena Spielberga, jednego z ulubieńca jury. Jednak pod żadnym względem film ten nie jest na tyle dobrze zagrany, wyreżyserowany ani napisany, aby zasłużyć na znalezienie się w oscarowym gronie. Zaś jeśli chodzi o „Marsjanina” jest on bardzo przyjemną rozrywką z bardzo pozytywną rolą Matta Damona, przez co znacznie odbiega od wszystkich pozostałych filmów (no może poza „Mad Maxem”) i nie sądzę, żeby miał jakiekolwiek szanse w pojedynku z poważną tematyką.

Skoro już wspomniałam o „Mad Maxie: Na drodze gniewu” to muszę podkreślić to, że w żadnym stopniu ten film mnie nie zachwycił, ponieważ jest to rodzaj kina, który raczej nigdy nie będzie do mnie trafiał. Mimo to uważam, że pod względem aspektów technicznych śmiało film ten może zgarnąć statuetki ze względu na charakteryzację i scenografię, być może również dźwięk. Twórca tej serii George Miller, która od lat wzbudza emocje wśród fanów kina akcji, podobnie jak Peter Jackson z „Władcą Pierścieni” powinien otrzymać odznaczenie za lata swojej konsekwentnej pracy.

Myślę, że dla amerykańskiej publiczności szczególnie ważne są filmy „Big Short” i „Spotlight”, co nie zawsze spotyka się ze zrozumieniem pozostałych widzów. Otóż „Big Short” jako pierwszy film wysokobudżetowy pragnie wytłumaczyć przeciętnym zjadaczom chleba na czym polegał finansowy krach z 2008 roku, którego skutki są odczuwalne do dziś. Dlatego jego historia fabularna, przebieg akcji czy gra aktorska nie są powalające, a często też i nużące dla sporej części widowni, za to ma szansę zapisać się w kinematografii jako film obrazujący społeczny obraz naszych czasów. Podobnie ma się rzecz ze „Spotlight”, choć jego akcja rozgrywa się na początku lat 90-tych i przedstawia świat dziennikarskiej grupy śledczej, których w dzisiejszych czasach na pewno jest znacznie mniej, a i sposób ich pracy się zmienił. Niemniej film ten pokazuje w jaki sposób media mają obowiązek przedstawiać fakty i uświadamiać społeczeństwo w tematach, które są dla nich trudne. Szerzej o „Spotlight” pisałam już w recenzji.

Poza wyżej wspomnianymi czterema głośnymi tytułami wśród nominacji nieśmiało pojawiają się filmy „Pokój” i „Brooklyn”. To właśnie one wydają się być świeżymi produkcjami, które nie były skrojone pod Oscary. Reżyser „Pokoju” Lenny Abrahamson postanowił opowiedzieć opartą na faktach historię młodej kobiety uwięzionej przez kilka lat w jednym pomieszczeniu, gdzie rodzi się i wychowuje jej syn. Akcja filmu rozpoczyna się w momencie, gdy chłopiec kończy 6 lat, a jego matka jest już na skraju wytrzymałości i ciężko jej utrzymywać syna w przekonaniu, że ich pokój to cały świat, poza nim nic nie istnieje. Dlatego pojawia się realny pomysł ucieczki i co ciekawe nie na tym kończy się film, a właściwie dopiero zaczyna, bo dopiero ukazanie świata, który na nich czeka budzi jeszcze więcej emocji. „Pokój” jest filmem bardzo przemyślanym, wiarygodnym i naprawdę poruszającym, dzięki rolom Brie Larson i Jacoba Tremblaya jako uroczego Jacka. W pojedynku na pewno Larson ma duże szanse na wygraną, gdyż jak dotąd szturmem zdobywa wszystkie najważniejsze nagrody.

Z kolei „Brooklyn” jest uroczym melodramatem o młodej emigrantce marzącej o ziszczeniu american dream. Opowieść ta bazuje na bardzo prostym schemacie trójkąta miłosnego, zamianie szarej myszki w pięknego łabędzia i osiągnięciu sukcesu, jednak twórcom udało się przekuć to w bardzo wiarygodny obraz. Przede wszystkim odtwórczyni głównej roli Saoirse Ronan wydaje się być stworzona do tej roli, a jej filmowy partner Emory Cohen gra na tyle nieśmiałego, acz zaczepnego chłopca, że wzbudza szeroki uśmiech wśród całej żeńskiej widowni. Znając gusta oscarowej Akademii tak uroczy, choć przejmujący obraz, nie ma szans na zdobycie statuetek, zwłaszcza że żaden z aktorów nie przeszedł metamorfozy fizycznej, nie jest to też historia oparta na faktach, a adaptacja książki.

W nocy z niedzieli na poniedziałek poznamy laureatów Oscarów i jakikolwiek byłby to werdykt, naprawdę warto przyjrzeć się filmom: „Zjawa”, „Spotlight”, „Pokój” i „Brooklyn”. Pozostałe tytuły to już kwestia gustu, choć ja szczególnie polecałabym również kameralne „45 lat” i „Trumbo” oraz ciężkiego „Syna Szawła” i poruszający „Mustang”. Wkrótce napiszę osobny tekst o nominowanych, krótkometrażowych filmach aktorskich.

Celowo nie wspomniałam o filmach "Dziewczyna z portretu" i "Steve Jobs", które mają szanse na nagrody w kategoriach aktorskich, mimo to uważam, że są to filmy całkiem przeciętne i typowo stworzone z myślą o amerykańskich nagrodach. Cieszyłabym się, gdyby Akademia dała im prztyczka w nos i nie wyróżniła żadną statuetką.

MOJA PRYWATNA LISTA ULUBIEŃCÓW

Najlepszy film: „Zjawa”
Najlepszy aktor pierwszoplanowy: Bryan Cranston „Trumbo”
Najlepsza aktorka pierwszoplanowa: Charlotte Rampling „45 lat” i Saoirse Ronan „Brooklyn”
Najlepszy aktor drugoplanowy: Tom Hardy „Zjawa”
Najlepsza aktorka drugoplanowa: Jennifer Jason Leigh „Nienawistna ósemka”
Najlepszy reżyser: Lenny Abrahamson „Pokój”
Najlepszy scenariusz oryginalny: „W głowie się nie mieści”
Najlepszy scenariusz adaptowany: „Pokój” i „Brooklyn”
Najlepsze zdjęcia: Emmanuel Lubezki „Zjawa”
Najlepszy film nieanglojęzyczny: „Mustang”
Najlepszy film animowany: „W głowie się nie mieści”
Najlepszy pełnometrażowy film dokumentalny: „Amy”

Komentarze

Popularne posty