Odpowiedzialność za czyny i słowa - "Spotlight"
Oscarowych filmów ciąg dalszy. Jak to zwykle bywa, wśród
nominowanych tytułów mamy do czynienia z wieloma historiami opartymi na
faktach. W przypadku „Spotlight” nie oglądamy biografii uznanych postaci, ale ludzi,
którzy swoją pracą ujawnili skrywany przez lata skandaliczny precedens.
Bohaterami filmu są dziennikarze „The Boston Globe” miesiącami pracujący nad
tematem pedofilii w Kościele katolickim. Tym co wyróżnia ten film jest dokładne
zobrazowanie pracy dziennikarzy śledczych bez rozbudowywania wątków pobocznych,
takich jak ich życia prywatne. Dla
niektórych widzów będzie to zaletą, a dla innych wadą. Bowiem nie każdy jest w
stanie wczuć się w dany klimat, zrozumieć istotę powolnej, rzetelnej pracy
dziennikarskiej. Stąd zapewne znajdzie się grono odbiorców, którzy na
„Spotlight” bardzo się wynudzą.
Kino od lat stara się odczarowywać wizerunek dziennikarza. W
filmach są to osoby zaangażowane w swoją pracę, zawsze rzetelne i dążące do
prawdy. Na wysokim szczeblu stawia się tutaj etykę zawodową. Prawdziwy
dziennikarz nie opublikuje informacji nie posiadając kilku sprawdzonych źródeł,
nie nagina faktów, aby dopasować je do swojej hipotezy. Wzorem w tej
kategorii od lat pozostaje film „Wszyscy
ludzie prezydenta” z udziałem Roberta Redforda odkrywającego aferę Watergate.
Jak jednak mają się te idealistyczne tytuły z dzisiejszą rzeczywistością
dziennikarską? Wydaje mi się, że nie spotkałam się z filmem, który krytycznie
podszedłby do osób nazywających się dziennikarzami, a tak naprawdę będących
niekompetentnymi, płytkimi celebrytami. Niestety przodują w tym „dziennikarze”
zajmujący się show-biznesem z ambicjami na obracanie się w świecie kultury, co
skutkuje przypadkami takimi jak Anna Wendzikowska, która podczas rozmowy z
aktorką Sigourney Weaver przyznała, że nie wie kim jest Jerzy Grotowski,
światowej klasy reżyser teatralny.
Okazuje się, że prostym scenariuszem i solidną,
nieszarżującą reżyserią można stworzyć film, który od samego początku aż do
końca utrzymuje zainteresowanie widza. Również pozostawiając akcję w rękach
kilku aktorów, z których żaden nie wysuwa się na pierwszy plan, udaje się wykreować
wiarygodnych bohaterów. Szczególnie w pamięć zapada rola Marka Ruffalo jako
osoby w gorącej wodzie kąpanej, którą oburza fakt oczekiwania na lepszy moment
na publikację, zebranie jeszcze większej ilości dowodów. Jednak koniec końców
okazuje się, że powolne działanie przynosi owoce w postaci kilkuset artykułów opublikowanych
na przestrzeni 2 lat, które przyczyniły się do odsunięcia od stanowisk wielu
księży, nie tylko w Bostonie, ale również w całych Stanach Zjednoczonych.
Zasygnalizowało to problem o charakterze globalnym, dzięki czemu dziennikarze w
wielu krajach skupili się na odkrywaniu swoich lokalnych, mrocznych spraw o
podobnym charakterze.
Czy „Spotlight” stanie się filmem, który przetrwa próbę
czasu? Szczerze mówiąc nie sądzę, aby za kilka lat ktoś o tym filmie mówił. Już dziś dla sporej rzeszy widzów jest to
tylko obraz minionej epoki, kiedy to rzetelne dziennikarstwo bez dostępu do
ogromnej bazy danych internetowych miało wartość, a tematyka pedofilii w
Kościele była czymś nowym i szokującym. Za to jest to ważne świadectwo swoich
czasów i ma szansę pozostać w pamięci osób zainteresowanych kinem
dziennikarskim, tak jak to było w przypadku „Wszystkich ludzi prezydenta”. Dla
mnie „Spotlight” jest kinem wartościowym, ponieważ przypomina, że za swoje
czyny i słowa należy brać odpowiedzialność. Choć wolimy się odciąć od tego
niewygodnego obowiązku, usprawiedliwić się ludzką ułomnością, wciąż tym co
odróżnia nas od zwierząt powinno być krytyczne myślenie, a to dotyczy również
samokrytyki.
Komentarze
Prześlij komentarz