"Orange is new black" - kolejny serial, który musicie zobaczyć!
Oczekując na drugi
sezon "House of Cards" natknęłam się na informację, że
wydawca tej produkcji Netflix stworzył już kolejny genialny serial.
Mowa o "Orange is new black" czyli relacjach między
kobietami w amerykańskim więzieniu. Zetknięcie różnych
narodowości, ras, religii i osobowości w jednym, specyficznym
miejscu daje fenomenalny efekt.
Początkowo szokuje
ukazaniem realii więziennego życia, walki o przetrwanie głównej
bohaterki Piper Chapman, inteligentnej blondynki, która dobrowolnie
odsiaduje wyrok za jednorazowy handel narkotykami sprzed 10 lat. Co
lepsze, na Piper do władz doniosła jej znienawidzona była
partnerka i wspólniczka w brudnych interesach, Alex Vause, która
również trafia do tego samego więzienia. Na wolności na Chapman
oczekuje narzeczony, marny, poukładany pisarzyna Larry, nie mający
świadomości, jak wiele może zmienić się w ciągu najbliższego
roku w jego relacjach z narzeczoną. Jak poukładana dziewczyna ze
średniej klasy odnajdzie się w jednej celi ze staruszką
odsiadującą wyrok 25 lat za zabójstwo, szaloną wariatką, która
chce uczynić z niej swoją żonę, nawiedzoną katoliczką, która
widzi w Piper szatana i hierarchią więzienną? Naprawdę warto
sięgnąć po "Orange is new black", bo jest to wciągający
komediodramat, będący rzetelnym stadium kobiecych relacji. Nie
tylko więźniarki wzbudzają całą paletę emocji, ale też
strażnicy i naczelnicy więzienia.Wybuchową mieszankę tworzą
zboczony Mendez przemycający do więzienia narkotyki, potulny Benett
zakochujący się w jednej z młodych Meksykanek i naczelnik Healy,
który znalazł żonę Rosjankę z ogłoszenia, a porozumiewa się z
nią przez tłumacza – Red, carycę więziennego dworu.
Trzeba przyznać
Netflixowi, że wszystko co wychodzi spod ich ręki jest genialnie
przygotowane – zdjęcia, muzyka, scenariusz, obsada tworzą tak
spójną całość, że ogląda się ich seriale niby w tematyce,
która jest przewidywalna, ale akcja wciąga od samego początku do
ostatniego kadru. Świadczy o tym zresztą 10 nominacji do Złotych Globów. Jedyny poważny dla mnie zarzut to zbyt długi czas
oczekiwania na kolejne sezony, ale uzbrajam się w cierpliwość, bo
rozumiem, że perfekcyjnie dopracowane dzieło wymaga czasu. Dzięki
temu, jeżeli jeszcze dotąd nie poznaliście produkcji Netflixu,
macie czas je nadrobić, wręcz musicie!
A miałam w planach odciąć się od seriali, ale chyba mi to nie wyjdzie ;D
OdpowiedzUsuńOdcięcie się od seriali na czas świątecznej przerwy jest niemożliwe :D niedługo kolejne recenzje fajnych, być może nie znanych Ci seriali :)
Usuń