Podsumowanie wyzwania "W wakacje nadrobię 10 filmowych zaległości"
Wraz z nadejściem ostatniego dnia letnich wakacji,
choć na szczęście studenci mają jeszcze jeden wolny miesiąc, przychodzę do Was
z podsumowaniem mojego facebookowego wyzwania „W wakacje nadrobię 10 filmowychzaległości”. Sama na początku świeciłam przykładem, aby później przystopować na
kilka tygodni. Ale zmobilizowałam się w ciągu ostatnich kilkunastu dni i
obejrzałam całą zaplanowaną 10-tkę! Według kolejności oglądania dzielę się z
Wami swoimi wrażeniami po seansach.
Hair
(1979) reż. Milos Forman
Przyznam się, że nie przepadam za musicalami. Dlatego
jeśli już wybieram coś z tego gatunku filmowego to kieruję się popularnością i
renomą danego tytułu. O „Hair” słyszałam same dobre opinie, zresztą bardzo
odpowiadał mi zamysł filmu muzycznego o hipisach. Byłam pozytywnie zaskoczona
faktem, że oprócz oddania luźnego klimatu tamtych lat, „Hair” przekazuje też
szersze problemy społeczno-kulturowe. Zatem nie jest to tylko musical
rozrywkowy, ale również niosący krytyczną myśl towarzyszącą pokoleniu lat
60-tych i 70-tych. Koniecznie do nadrobienia!
Niewinni
czarodzieje (1960) reż. Andrzej Wajda
Zachęcona seansami „Do widzenia, do jutra” i „Popiołu
i diamentu”, które wywarły na mnie spore wrażenie, stwierdziłam, że do swojej
listy muszę dołączyć kilka starszych tytułów uchodzących za klasykę polskiego
kina. Podążając tropem klasyka zdecydowałam się na film Andrzeja Wajdy
niebędący ekranizacją żadnej szkolnej lektury czyli „Niewinnych czarodziei”.
Jednak miałam zbyt duże oczekiwania wobec tego obrazu. Wydał mi się nudny i
pretensjonalny, a próba nawiązania romansu między dwójką bohaterów okazała się
zwyczajnym banałem. Lecz nie porzucam idei zapoznawania się z filmami Wajdy, w
najbliższym czasie planuję obejrzeć „Ziemię obiecaną”, której niestety nie
udało mi się doczytać (nie wiem jakim cudem Reymont zdobył Nagrodę Nobla,
cokolwiek co wyszło spod jego ręki przeraźliwie mnie nudzi).
Dr
Strangelove, czyli jak przestałem się martwić i pokochałem bombę (1964) reż.
Stanley Kubrick
Wbrew powszechnemu uwielbieniu dla całej twórczości
Kubricka przyznaję, że nie każdy jego film wzbudza we mnie zachwyt. Cenię sobie
„Lśnienie” i „Lolitę”, ale „2001: Odyseja kosmiczna” nie zbyt przypadł mi do
gustu. W przypadku dra Strangelove muszę przyznać, że jest to kino wartościowe,
które zdało próbę czasu. Kreacje aktorskie Petera Sellersa, George’a C. Scotta
i Sterlinga Haydena wciąż robią kolosalne wrażenie i to właśnie dzięki nim
byłam tym filmem nieco przytłoczona, w obawie że nie wyłapię wszystkich
niuansów ich gry. Bądź co bądź, każdemu ambitnemu kinomanowi polecam zmierzenie
się z tym tytułem.
Rozmowy
kontrolowane (1991) reż. Sylwester Chęciński
Uwielbiam stare, polskie komedie! Dlaczego teraz nie
mamy tak zabawnego, lecz nie prostackiego kina? Czy dobrze skrojony pomysł
fabularny i inteligentny, ukryty humor wygasł w Polsce wraz z upadkiem PRL i
zniesieniem cenzury? Główny bohater „Rozmów…” Ryszard Ochódzki sypie złotymi
myślami jak z rękawa, a jego absurdalne koleje losu w niczym nie przypominają
dzisiejszych żenujących pomyłek z filmów pokroju „Kac Wawy”. Jakie tytuły z
kolekcji kultowych polskich komedii polecacie mi do nadrobienia?
Kabaret
(1972) reż. Bob Fosse
Nigdy nie widziałam żadnego filmu z udziałem Lizy
Minnelli, a wszędzie spotykałam się z opinią, że „Kabaret” jest popisem jej
rzemiosła. I zgodnie z zapowiedzią zostałam oczarowana jej rolą. Zresztą
produkcja nagrodzona 8 Oscarami nie mogła mnie rozczarować. Podczas realizacji
wyzwania dotarło do mnie co wywołuje u mnie przekonanie, że mam do czynienia z
wysokiej klasy kinem. Otóż oprócz interesującej historii kilku bohaterów to tło
społeczno-historyczne buduje wydźwięk całego filmu. W przypadku „Kabaretu” mowa
o Berlinie lat 30-tych, tuż przed wybuchem II wojny światowej. Dzięki tak
szczególnemu osadzeniu w czasie, rozterki bohaterów nabierają bardziej
emocjonalnego charakteru.
Underground
(1995) reż. Emil Kusturica
Kusturica słynie z kina pełnego absurdów, głęboko
osadzonego w swoich jugosłowiańskich korzeniach. „Underground” jest filmem
szczególnym, bo dokumentującym rozpad Jugosławii i próbę odnalezienia się w
zastanej rzeczywistości prostych, ale dumnych obywateli tego kraju. Oglądając
ten film włosy jeżyły mi się na głowie i na pewno, gdybym przy okazji spożywała
alkohol z grupą znajomych odebrałabym ten film wyłącznie jako przaśną komedię.
No taki mają klimat!
Wybór
Zofii (1982) reż. Alan J. Pakula
Znowu czasy II wojny światowej na wielkim ekranie zabrały
mnie do innego świata. Tym razem Meryl Streep jako Zofia Zawistowska, co prawda
z koszmarnym językiem polskim, odkrywa przed nowym, amerykańskim znajomym swoją
mroczną przeszłość. Zmierzenie się z okupantem, dokonywanie tragicznych wyborów
i ciągła ucieczka od tego co za sobą zostawiła powodują, że Zofia stara się,
aby jej codzienność była jak najbardziej odrealniona. Choć ten dramat powinien
wywołać u mnie lawinę łez, momentami mnie drażnił i ostatecznie nie przekonał
do siebie. Mimo to naprawdę polecam zapoznać się z „Wyborem Zofii”, drugi Oscar
dla Meryl nie jest przypadkowy.
Nóż
w wodzie (1961) reż. Roman Polański
Bardzo lubię filmy Polańskiego, stąd oczekiwania
stawiają kolejnym odkrywanym przeze mnie tytułom wysoką poprzeczkę. W przypadku
„Noża w wodzie” efekt ten był jeszcze bardziej spotęgowany ze względu na
oscarową nominację w kategorii najlepszego filmu nieanglojęzycznego. Gdy sięgam
po filmy, które zostały zrealizowane ponad pół wieku temu towarzyszy mi obawa,
że obraz nie będzie dla mnie czytelny ze względu na barierę czasową, społeczną.
Często zdarza mi się, że wysmakowane, długie kadry po prostu mnie nużą. Na
szczęście „Nóż w wodzie” nie odbiega od współczesnych produkcji mistrza. Oszczędność
narracji, budowanie napięcia i kadry-perełki ponownie mnie zafascynowały. W
najbliższym czasie planuję pogłębić moją znajomość filmów Polańskiego, czeka na
mnie jeszcze „Wstręt”, „Tess” i „Lokator”.
Obywatel
Kane (1941) reż. Orson Welles
Jak nie spodziewać się cudów po filmie, który od lat
znajduje się na szczycie listy najlepszych filmów wszech czasów według
światowych krytyków filmowych? Ponownie bałam się, że się boleśnie rozczaruję.
Zaintrygował mnie pomysł na film, aby po śmierci potentata prasowego Charlesa
Kene’a wszcząć dziennikarskie śledztwo mające ujawnić istotę jego ostatniej
frazy „Róży”. Film staje się dogłębną opowieścią o człowieku pragnącym chwały i
uznania ze strony wszystkich, maksyma „pieniądze
szczęścia nie dają” potwierdza niemożność osiągnięcia tego stanu. Dlatego „Obywatel
Kane” to wybitnie skrojony film, który nigdy się nie zestarzeje.
Gorączka
złota (1925) reż. Charlie Chaplin
Podobnie ma się rzecz z aktorskimi występami Charlie
Chaplina. Choć wszystkim ten wesołek kojarzy się z kabaretowymi wstawkami, to
jego filmy również opierają swoją wartość na rozbudowanym tle
historyczno-społecznym. „Gorączka złota” opowiada o prawdziwej sytuacji, gdy na
Alasce odnaleziono złoża złota, więc mężczyźni z całego świata przemierzali
mroźne tereny w poszukiwaniu bogactwa. Często kończyło się to samotną śmiercią
z odmrożenia, więc tematyka dramatyczna zainspirowała Chaplina do stworzenia
filmowego przekazu z przymrużeniem oka. Kto nie widział innych produkcji
Chaplina, szczególnie „Dyktatora” będącego karykaturą hitlerowskiego systemu,
ten nie pojmie jak bardzo humor jest potrzebny, aby rozładować emocjonalne
napięcie wynikające z tak trudnych wydarzeń. Tym bardziej nadaje się do tego sztuka
filmowa, która od dziesiątek lat uczy kolejne pokolenia jak „przerobić” odległą
nam historię.
Jak wyglądały Wasze filmowe wakacje? Może również
nadrobiliście tytuły, które od dawna czekały na swoją kolej? Dajcie znać o
jakie filmy uzupełnilibyście moją listę.
Właśnie mnie samą naszło na nadrabianie filmowych zaległości (na razie "Gabinet doktora Caligari", "Casablanca" i "Na przepustce") więc bardzo fajnie mi się czytało takie zestawienie. Niektóre z tych filmów są dla mnie oczywistą oczywistością (szczególnie mój ukochany "Hair") a do innych sama się jeszcze nie dogrzebałam, bo naprawdę tyle tego jest... Zaopatrzyłam się jednak ostatnio w "The Movie Book", która w ciekawy sposób zestawia ponad sto filmów, które nie tyle są wszystkie wybitne, co miały duży wpływ na kształtowanie się kina, i teraz podekscytowana oglądam wszystko, co mi wpadnie w oczy :) Zastanawiam się czy też nie poświęcić osobnej notki mojemu nadrabianiu zaległości.
OdpowiedzUsuń