Serialożerca #4 - True Detective, Orange is new black, Daredevil, Sense8

Od dawna nie pisałam nic na temat seriali, bo i nie poświęcałam im zbyt wiele czasu. W ciągu ostatnich czterech miesięcy oglądałam wyłącznie „Teorię wielkiego podrywu”, i to od samego początku. Po zakończeniu „Jak poznałem waszą matkę?” brakowało mi inteligentnego serialu komediowego w serii dwudziestominutowych odcinków. „TWP” doskonale spełniło moje życzenie. Nadrabiając ciągiem 8 sezonów serialu zauważyłam, że jest on bardzo spójny, akcja rozwija się równomiernie, choć wciąż pojawiają się wydarzenia, które mogą zaskoczyć widza. A przede wszystkim nie zauważyłam, aby któryś sezon był słabszy i sprawiał wrażenie kontynuacji historii na siłę. Niestety nie mogę powiedzieć tego o drugim sezonie „True Detective”. Od samego początku, gdy dowiedziałam się, że Matthew McConaughey (którego postać Rusta Cohle’a jest moim zdaniem rolą jego życia) zostanie zastąpiony Colinem Farrellem, miałam obawy, że kontynuacja charakterystycznej historii o detektywach pozostanie na wysokim poziomie. Po emisji dotychczasowych pięciu odcinków jestem znudzona. Zdecydowanie bardziej podobają mi się role kobiece w wykonaniu Rachel McAdams i Kelly Reilly niż mętne aktorstwo Vincenta Vaughna i innych męskich odtwórców ról. To chyba słaba rekomendacja, jeśli za najlepszą rzecz w danym sezonie uważa się czołówkę serialu. A to piosenka „Nevermind” Leonarda Cohena odwala najlepszą robotę w 2 sezonie „True Detective”.

Trzeci sezon „Orange is new black” również nie wywarł we mnie zbyt wielu pozytywnych emocji. Choć konwencja fabuły jest zachowana, wciąż poznajemy przeszłość kolejnych tajemniczych więźniarek, to akcja nieco zbyt osiadła. W niektórych przypadkach brak dynamizmu jest tym co buduję klimat produkcji, ale w tym przypadku czuję jakby scenarzystom kończyły się pomysły na zaskoczenie widowni. Nie widziałam jeszcze całego sezonu, zostało mi 5 odcinków i mam nadzieję, że stanie się coś co przyciągnie moją uwagę.

Moim najnowszym odkryciem jest serial wyprodukowany przez Marvel Studio „Daredevil”. Choć zazwyczaj nie lubię fantastycznych historii o superbohaterach, bardziej niż elementy akcji pociąga mnie fakt, że pierwszy raz mam do czynienia z osobą niewidomą o nieziemskich zdolnościach. Dopiero obejrzałam 3 odcinki, które zapowiadają klasyczną opowieść o wyróżniającej się jednostce i motywach, które doprowadziły go do roli zbawcy świata.

Jednak za najbardziej godny polecenia tytuł tego roku uznaję „Sense 8” autorstwa rodzeństwa Wachowskich. Jeżeli uwielbialiście atmosferę „Matrixa”, ten serial też jest dla Was. Tym razem akcja opiera się na ośmiu bohaterów z całego świata, którzy połączeni są szczególną więzią. Dzięki niej mogą odczuwać wzajemnie swoje myśli i emocje, wcielać się w drugą postać, aby jej pomóc w trudnej sytuacji. Początkowo są oni zaskoczeni takim obrotem spraw, ale z czasem docierają się tworząc zgraną grupę. Między niektórymi bohaterami tworzy się nawet coś silniejszego niż braterstwo. Bardzo podoba mi się trend, który panuje wśród najnowszych seriali polegający na prowadzeniu nieśpiesznej akcji, zapoznaniu widza z obrazem psychologicznym każdej postaci. Dzięki temu mam wrażenie, że produkcję tę można by uznać za rozbudowany film pełen detali.

Ale nie tylko najnowsze seriale przykuwają moją uwagę. Planuję w najbliższym czasie nadrobić 10-odcinkowy klasyk „Kompanię braci”  i komediowy „Togetherness”. Na jesień zostawiam sobie tytuł, którego nie można nie znać, choć powstał przed moimi narodzinami – „Miasteczko Twin Peaks”.

Jakie seriale w ostatnich miesiącach Was pochłonęły? Jesteście wierni swoim ulubieńcom czy wciąż poszukujecie nowych, zaskakujących fabuł? Jeśli chcielibyście mi polecić jakiś mało znany tytuł, który mógłby mi się spodobać, to zachęcam do pozostawienia komentarza.

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty